poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział XIII - Będzie lepiej, obiecuję...

Budzę się w ... szpitalu. Wszystkie moje rany są zabandarzowane, ale i pewnie też zszyte. Nie mogę nawet zmarszczyć nosa. Jest mi niewygodnie i nawet nie chcę sobie przypomnieć poprzedniej nocy, choć na pewno nigdy nie zapomnę. Ciekawa jestem tylko kto zostawił po sobie ślady na mim ciele.
Za drzwiami słyszę protestujący głos, czyżby ktoś chce mnie odwiedzić? Ale, kto?
-Jest w bardzo złym stanie, odwiedziny są zakazane. Bez wyjątków. - ostry kobiecy głos przemawiał do osoby, która chciała mnie odwiedzić.
-Rozumiem - powiedział, znajomy mo głos - W takim razie, czy mogę poczekać przed drzwiami? - zapytał, teraz już nie mam wątpliwości Silvere.
Nie nie możesz, nie masz prawa mnie odwiedzać. Ja nie chcę na ciebie patrzeć! Odejdź! Odejdź!
-W czym problem? - zapytał inny mężczyzna.
-Chciałbym wejść do sali, aby odwiedzić Isabelle Norttem. Niestety ta piękna kobieta nie pozwala mi na to.
-Muszę cię poinformować.....
Zasnęłam i pozwoliłam raną się zagoić. Mam wrażenie, że to się skończyło, a ktokolwiek mnie tutaj przyprowadził chce mi pomuc. Muszę wiedzieć kto.

 Wczesyn rankiem obudziłam się, lecz wciąż mam wrażenie, że jestem w stanie przespać ze 100 lat. Jednak do otrzeźwienia umysłu potrzeba jedynie siedzącego przy moim łóżku Silvere, wpatrującego się w moje oczy. Próbuję unieść głowę, ale nagle poczułam dziwne ukłucie, więc z krzywą miną wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony widząc moją minę
-Nigdy nie będzie dobrze, nie wystarczająco.... - zaczynam kaszleć, a z ust poleciała mi krew.
Wziął leżącą na zielonej metalowej szafce bawełnianą chustkę i wytarł mi twarz,to nawet miłe z jego strony. Ale i tak go nienawidzę, ośmieszył mnie przed tyloma ludźmi. Już podniosłam rękę, żeby zadzwonić po pielęgniarkę, jednak Silvere mnie ubiegł i odłączył telefon z prądu.
-Czemu? - wyszeptałam
-Nie mogę tu wejść, nikt nie może. Jak mnie tu zauważą, to już nie wpuszczą.
Po co? Nie chcę cię tu! To chcę mu powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta...
-Nic nie mów, wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie wolałabyś, żeby siedział tu z tobą Elias albo Jo. Musisz jednak zrozmumieć i spojrzeć prawdzie w oczy, że to ja cię uratowałem. To ja cię tu przyprowadziłem, nie ukrywam cię w jakimś starym motelu i nie próbuję opatrzyć ci ran, mimo że gówno o tym wiem. I to ja tu z tobą siedzę, nie oni, ja.
-Popełniłeś błąd - wyszeptałam, strasznie bolały mnie płuca od ciągłego bicia, chcę aby wreszcie ktoś się tu pojawił - Od miesięcy próbuję się zabić.
Nie potrafię spojrzeć mu w oczy, jest mi po części wstyd.
-Co? - pyta gwałtownie patrząc się w stronę drzwi, boi się pielęgniarek, nie chce stąd wyraźnie wychodzić. Chce być ze mną. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się narażasz. Po śmierci nie zaznasz spokoju, czeka cię jeszcze większy ból niż przeżyłaś wczoraj.
Przełkłam slinę, boję się. Tak bardzo, że zaczynam płakać. Łzy spływają mi po policzkach, a ja ukrywam twarz w dłoniach. Nie chcę żyć, ile jeszcze się trafi takich osób, które będą mnie bić, katować. Nie zdają sobie sprawy, iż mam blokadę w umyśle i nie panuję nad swoimi myślami, ani czynami, jestem jak maszyna do zabijania.
-Nie mam po co żyć, nie chcę nieśmiertelności, myśląc o tych samotnie spędzonych godzinach w jakimś zamku w zamian za okrucieństwa jest mi niedobrze. Muszę krzywdzić ludzi, zadawać im ból, ja-ja nie dam rady - mówie przez łzy - Wolę spędzić wieczność w bólu, niż skrzywdzić jakąkolwiek żyjącą istotę. Zastanawiam się po co mi ten "dar", skoro tajemnica tkwi w czymś zupełnie innym.
Podnoszę wzrok, Silvere siedzi tuż obok mnie, a w jego oczach widzę wahanie.
-Nie jesteś zupełnie sama, zawsze możesz mieć przy sobie popapranego dupka, który zepsuje każdą chwilę twojego życia - widząc mój pytający wzrok, dodaje - mogę czytać w myślach. To jak? Dobrze wiesz, że to ci wszystko ułatwi.
-Ostrzegano mnie, właśnie przed tym. Każdy chce być moim przyjacielem...
-Wiem, ja nie muszę znać sekretu, bo mi na nim niezależy. Ja już swoje wygrałem - kładzie swoją dłoń na mojej, to miłe - i zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie doświadczyła żadnego bólu. Abyś wygrała nieśmiertelność...
-Nigdy, nigdy nikogo nie zabiję - łza kapła mi na prześcieradło - nigdy- wyszeptałam.
-Nie bój się - zaciska swoją dłoń na mojej, czuję jego siłę i determinację - Obiecuję, wyjdziesz z tego.


czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział XII -Ból

Ta noc była dziwna. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, mimo iż jestem tu tylko ja. Rana na ręce, zamieniła się w gruby strup i nadal śmierdziała krwią. Co ja bym dała za kawałek plastra i nawet kroplę propolisu (uzyskuje się go od pszczół, działa podobnie jak woda utleniona, babcia zawsze miała tego pełny zapas). Kamień, na którym leżałam zaczynał się powoli wrzynać mi w tyłek, więc nici z drzemki.
Po głowie wciąż chodził mi obraz uciekających ludzi. Presja jaką czułam, stała się nie do wytrzymania. Poczucie winy dobijało mnie tak, że po raz kolejny miałam myśli samobójcze. Postanowiłam wyjść z groty, zanim się zorientowałam, iż nie mam pojęcia jak tu trafiłam i gdzie jest wyjście.
Za ścianą usłyszała ruch, więc zabrałam zakrwawiony nóż z podłogi. Rękojeść wysadzana diamentami była bardzo wygodna, więc porywacz z pewnością jest dobrze wyszkolony i potrafi się obsługiwać wieloma mieczami na raz. Były one niezwykłe, ostrza miały wykrzywione podobnie jak hak, zrobione ze srebra z wysadzaną diamentami rękojeścią. Mam wrażenie, że kiedyś widziałam podobny.
Napastnik zbliżał się do mnie, zaczynałam się bać. Całe moje ciało było mokre od potu, skryłam się za dużą skałą i wyciągnęłam przed siebie nóż w razie kiedy będę musiała interweniować. Uniemożliwię mu dalsze poruszanie się....zabiję Poczułam się okropnie, jak mogłam o czymś takim choć pomyśleć. Nie powinno mnie tu być.
Jestem potworem…
Jestem potworem…
Jestem potworem….
Jestem potw.....

Przez przypadek ostrze wypadło mi z rąk i narobiło niezłego hałasu. Ktoś w tym momencie wpadł do podziemnego "pomieszczenia", w któym się znajdowałam. Ciężko oddychał, więc domyślam się, że to mężczyzna.
-Co do..... - urwał - Cholera! Gdzie ty jesteś?! - szepnął - Wiem, że gdzieś tutaj - podnisł głos - I tak cię znajdę, a wtedy będę cię torturował puki nie zdradzisz mi swojego hm, sekretu...
Ręce zaczęły mi się trząść, on chce mnie zabić. Delikatnie próbowałam podnieść nóż z kamiennej podłogi, niestety bez skutku. Rana zaczęła mnie piec, znów krwawić, ledwo powstrzymałam się od syku. Oparłam się o kamień i tego mocno pożałowałam bo z moich ust wydarł się krzyk. Kamień był na tyle ostry, że przebił mi rękę. Płakałam z bezsilności, ból rozrywał mnie od środka.
Mężczyzna podbiegł za kamień i wyciągnął swoj nóż, raniąc moją nogę. Czułam się jak śmieć, każdy mógł mi zrobić krzywdę, zabić mnie. Najgorsze jest to, iż uważałam, że to mi się należy. Wszystko mnie piekło, powoli się wykrwawiałam, on nadal mnie ranił, krzycząc:
-Teraz musisz już coś powiedzieć, inaczej zrobię to znów - i faktycznie, znów ciął mi skótę, a wokół plama krwi się powiększała.
-Nie - mówiłam przez łzy - Przestań, proszę....-krzyk
Trwało to długi czas, kiedy moje ciało zaczęło się poddawać. Pragnęłam śmierci, chciałam się nigdy nie narodzić. To wszystko, to pragnienie władzy. Ja tego nie chcę, wolę umrzeć niż ranić ludzi..
Zabij mne, proszę to moje jedyne życzenie.
Krzyk, być może mój. Nie, zaraz poczułabym, to ktoś inny. To ten mężczyzna, ktoś go zabija. Dlaczego..on mógł się mnie wreszcie pozbyć. Ktoś bierze mnie na ręce, a ja wyczuwam znajomy zapach i zastanawiam się, ile jeszcze będę musiała przeżyć, aby zginąć...

środa, 3 lipca 2013

Rozdział XI - Dlaczego...

Trudno opisać jak się teraz czuję. To co się tam stało, albo to co ma się stać zmieniło mnie zupełnie. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam w sobie siłę, nie fizyczną, lecz mentalną. Czyny, których dokonałam, wpływały na życie, moje. Każde zerwanie jesiennego liścia, oddech, zmienia historię. Muszę, muszę zmienić wszystko. Zatrzymać nie jedno serce, zniszczyć nie jedną miłość. Zamknąć wszystko co dobre. Ale najgorsze, to klątwa, związała moje ciało, umysł. Zabić, każdego kto mnie powstrzyma.
 Żadnych przyjaciół, uczuć, rodziny, liczy się tylko zadanie i cel - Ona.
Nikt nie dowie się co tak naprawdę tam zaszło, sama nawet nie wiem. Związana, przymuszona, zaczynam bitwę o ludzi.

                                                 ***

Przechodząc przez bramę miasta Rosselwood miałam wrażenie, że cofam się do czasów dzieciństwa. Wokół było pełno wiśni, huśtawek i skaczących dzieci. Aż przykro patrzeć na coś co trzeba zniszczyć, bowiem częścią zadania jest zrównanie tego miejsca z ziemią. Oczywiście, nie myślcie o mnie źle, zanim to zrobię ewakułuję każdego przyzwoitego mieszkańa, poza jednym. Celem jest obecnie ukrywający się potomek Księcia Emanuela, mający możliwość odczytania Czerwonej Księgi. Musi rzecz jasna zginąć, bo tylko jedna osoba może ją odczytać, niestety nie wiem kto. Tak więc, wchodząc po schodach na zachodnią wieżę kościoła, aby zadzwonić Dzwonem Wolności i ogłosić alarm. To jednak nie jest takie proste, alarmując miasto, mężczyzna również ucieknie i z spustoszenia będzie nici. Z zimną krwią i zbyt dużą pewnością siebie wypowiadam następujące słowa:
                    "Moc ducha wołam,
                      Przywołaj swe armie,
                      zgładź to miejsce
                      ogniem piekelnym"

W tym momencie, wypowiadając re słowa uświadomiłam sobie, że to nie Ja. Czuję się ograniczona, jakby ktoś manipulował mną jak marionetką. Przed oczami miałam uciekające matki z dziećmi, krzyk dorosłych mężczyzn i palące się domy. Zrobiłam najgorszą rzecz, niegodną człowieka, którym nie jestem. Potwór, nizasługujący na życie, to moje prawdziwe oblicze.
Obok katedry mieściła się zabytkowa studnia z niewielkim otworem, zabezbieczonym przed dziećmi. Można "wejść" do środka tylko z góry.
Tylko Moja Śmierć powstrzyma czas zagłady, jaki jest moim zadaniem. Nie mogę pozwolić sobie i osobą mną manipulującym na jakiekolwiek zagrożenie, muszę zginąć.
Stanęłam na progu okiennicy wieży, chciałam się rzucić na studnię, aby nabić się na drewniany kołek. Już miałam to zrobić, odliczałam...
Raz....
Dwa...
Trzy...
Odepchnęłam się od ściany i poleciałam w dół. Jednak nie skończyłam tak jak chciałam, ktoś mi na to nie pozwolił. Z pewnością nigdy nie dowiem się kto za tym stoi, bo w tym momecie rozbolała mnie głowa, zaczęły piec oczy i dostałam drgawek. KOLEJNA WIZJA.
Wokół otaczały mnie białe drzewa i cztery ścieżki, które się krzyżowały. Północną podążała kobieta, a na jej końcu ktoś stał. Wyciągła nóż i przebiła postaci serce. Pod jej nogami była kałuża krwi, odsłoniła kaptur i miała się odwrócić, ale....
Obudziłam się w starej jaskinii, oprócz mnie nikogo nie było, widocznie ktoś musiał mnie tutaj przynieść. Chwilę mogłam się zastanawiać kto, lecz uświadomiłam sobie, że w ręku trzymam nóż i pprzystawiam go sobie do brzucha. To znak, ścisnęłam mocniej rękojeść i rozciełam sobie rękę. Poczułam piękoący ból, zakrwawiona zasnęłam.