Budzę się w ... szpitalu. Wszystkie moje rany są zabandarzowane, ale i pewnie też zszyte. Nie mogę nawet zmarszczyć nosa. Jest mi niewygodnie i nawet nie chcę sobie przypomnieć poprzedniej nocy, choć na pewno nigdy nie zapomnę. Ciekawa jestem tylko kto zostawił po sobie ślady na mim ciele.
Za drzwiami słyszę protestujący głos, czyżby ktoś chce mnie odwiedzić? Ale, kto?
-Jest w bardzo złym stanie, odwiedziny są zakazane. Bez wyjątków. - ostry kobiecy głos przemawiał do osoby, która chciała mnie odwiedzić.
-Rozumiem - powiedział, znajomy mo głos - W takim razie, czy mogę poczekać przed drzwiami? - zapytał, teraz już nie mam wątpliwości Silvere.
Nie nie możesz, nie masz prawa mnie odwiedzać. Ja nie chcę na ciebie patrzeć! Odejdź! Odejdź!
-W czym problem? - zapytał inny mężczyzna.
-Chciałbym wejść do sali, aby odwiedzić Isabelle Norttem. Niestety ta piękna kobieta nie pozwala mi na to.
-Muszę cię poinformować.....
Zasnęłam i pozwoliłam raną się zagoić. Mam wrażenie, że to się skończyło, a ktokolwiek mnie tutaj przyprowadził chce mi pomuc. Muszę wiedzieć kto.
Wczesyn rankiem obudziłam się, lecz wciąż mam wrażenie, że jestem w stanie przespać ze 100 lat. Jednak do otrzeźwienia umysłu potrzeba jedynie siedzącego przy moim łóżku Silvere, wpatrującego się w moje oczy. Próbuję unieść głowę, ale nagle poczułam dziwne ukłucie, więc z krzywą miną wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony widząc moją minę
-Nigdy nie będzie dobrze, nie wystarczająco.... - zaczynam kaszleć, a z ust poleciała mi krew.
Wziął leżącą na zielonej metalowej szafce bawełnianą chustkę i wytarł mi twarz,to nawet miłe z jego strony. Ale i tak go nienawidzę, ośmieszył mnie przed tyloma ludźmi. Już podniosłam rękę, żeby zadzwonić po pielęgniarkę, jednak Silvere mnie ubiegł i odłączył telefon z prądu.
-Czemu? - wyszeptałam
-Nie mogę tu wejść, nikt nie może. Jak mnie tu zauważą, to już nie wpuszczą.
Po co? Nie chcę cię tu! To chcę mu powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta...
-Nic nie mów, wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie wolałabyś, żeby siedział tu z tobą Elias albo Jo. Musisz jednak zrozmumieć i spojrzeć prawdzie w oczy, że to ja cię uratowałem. To ja cię tu przyprowadziłem, nie ukrywam cię w jakimś starym motelu i nie próbuję opatrzyć ci ran, mimo że gówno o tym wiem. I to ja tu z tobą siedzę, nie oni, ja.
-Popełniłeś błąd - wyszeptałam, strasznie bolały mnie płuca od ciągłego bicia, chcę aby wreszcie ktoś się tu pojawił - Od miesięcy próbuję się zabić.
Nie potrafię spojrzeć mu w oczy, jest mi po części wstyd.
-Co? - pyta gwałtownie patrząc się w stronę drzwi, boi się pielęgniarek, nie chce stąd wyraźnie wychodzić. Chce być ze mną. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się narażasz. Po śmierci nie zaznasz spokoju, czeka cię jeszcze większy ból niż przeżyłaś wczoraj.
Przełkłam slinę, boję się. Tak bardzo, że zaczynam płakać. Łzy spływają mi po policzkach, a ja ukrywam twarz w dłoniach. Nie chcę żyć, ile jeszcze się trafi takich osób, które będą mnie bić, katować. Nie zdają sobie sprawy, iż mam blokadę w umyśle i nie panuję nad swoimi myślami, ani czynami, jestem jak maszyna do zabijania.
-Nie mam po co żyć, nie chcę nieśmiertelności, myśląc o tych samotnie spędzonych godzinach w jakimś zamku w zamian za okrucieństwa jest mi niedobrze. Muszę krzywdzić ludzi, zadawać im ból, ja-ja nie dam rady - mówie przez łzy - Wolę spędzić wieczność w bólu, niż skrzywdzić jakąkolwiek żyjącą istotę. Zastanawiam się po co mi ten "dar", skoro tajemnica tkwi w czymś zupełnie innym.
Podnoszę wzrok, Silvere siedzi tuż obok mnie, a w jego oczach widzę wahanie.
-Nie jesteś zupełnie sama, zawsze możesz mieć przy sobie popapranego dupka, który zepsuje każdą chwilę twojego życia - widząc mój pytający wzrok, dodaje - mogę czytać w myślach. To jak? Dobrze wiesz, że to ci wszystko ułatwi.
-Ostrzegano mnie, właśnie przed tym. Każdy chce być moim przyjacielem...
-Wiem, ja nie muszę znać sekretu, bo mi na nim niezależy. Ja już swoje wygrałem - kładzie swoją dłoń na mojej, to miłe - i zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie doświadczyła żadnego bólu. Abyś wygrała nieśmiertelność...
-Nigdy, nigdy nikogo nie zabiję - łza kapła mi na prześcieradło - nigdy- wyszeptałam.
-Nie bój się - zaciska swoją dłoń na mojej, czuję jego siłę i determinację - Obiecuję, wyjdziesz z tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz