sobota, 5 października 2013

Rozdział XV - Bloody Book

Otwarta księga, tyle niezrozumiałych słówog, dziwnych zdań, braku sensu. Chwilowe streszczenie mojego umysłu wyglądałoby właśnie tak. A co jeśli kiedyś obudzę się i przestanę już być samotna? Jeśli zapomnę o utracie rodziny, o miłości? Będę bezużyteczna, już jestem... .
-Wszystko w porządku? - zapytał
- (NIE, NIE, NIE, NIE) Tak, w porządku - powiedziałam lekko się uśmiechając
-Chcę ci coś pokazać 
-Znowu? - zaśmiałam się
-Tak
Po chwili znajdowałam się na brzegu wysokiego klifu patrząc za zachód Słońca. Ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie, poczułam lekki dreszcz. Pocałował mnie, tak m ocno.
Upadłam....
"-Pamiętasz mnie? Oczywiście, że tak."
"Patrzyłam jak złote okrągłe drzwi otwierają się, czego się można spodziewać tam w środku? Było...nic? Na środku komnaty stał ogromny głaz a na nim leżała książka. Znajoma mi okładka, lecz nigdy wcześniej takiej nie widziałam. A może tak tylko mi się wydaje? Chęć przeczytania choć jednego słowa była zbyt duża, nie mogłam się oprzeć. Wchodząc do środka drzwi zamknęły się. Poczułam się jak w podziemiu, jak w piekle. Wiem, że to miejsce nie jest ani jednym, ani drugim. A jeśli tak, to i tak największe pragnienie tkwiło w słowach zapisanych na kartkach, które sobie przede mną leżały, tak po prostu, krzyczące do mnie "Przeczytaj! Choć jedno słowo, przeczytaj.." Kusiło, tak bardzo....otworzyłam księgę i zaczęłam czytać...Już po pierwszym zdaniu litery zmieniły kolor na złoty, a jama, stała się ogromnym skarbcem ze złota. To nie miało znaczenia, ważne tylko to co skrywa w sobie księga. Pierwsze zdanie: Potęga nie jest siłą słów, lecz wiarą w swoje czyny. Drugie: Jeśli zapragniesz władzy pamiętaj, nie jest ona kwestią siły, tylko umiejętnością władania. Trzecie: Zagłębiając się w teorię CZERWONEJ KSIĘGI, stajesz się nie tylko własnym bogiem, ale także władasz każdą kroplą krwi przelaną za ciebie.
CZERWONA KSIĘGA, JA, ŚMIERĆ, JA, POSŁANIEC, JA, KREW, JA, ON, JA,WŁADZA, JA, SIŁA, JA, POTĘGA, JA, ZABIĆ...ZABIĆ MNIE..."
-Izzy, Izzy, żyjesz? - Silvere krzyczał i trząsł moim ciałem.
-Jeszcze tak - zaśmiałam się
Podniosłam się i usiadłam na skałach, podążył za mną.
-Co zobaczyłaś?
-Nic (wiem, że to nie prawda, ale tak coś czuję, że nie powinnam mu mówić o tym co widziałam) - urwałam
-Nic? Naprawdę? Bo coś tak czuję, że jednak...
-Nie chcę do tego wracać
-W porządku, ale jeśli to coś ważnego...
-Nie...

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział XIV - Najpiękniejsza

Od tajemniczych odwiedzin Silvera minęły już dwa tygodnie. Wciąż rozpamiętuję tę straszliwą noc z nadzieją, że kiedyś w końcu o niej zapomnę. Rany są już zupełnie zagojone, ściągnięto mi bandaże. Przechadzając się po korytarzach słuchałam krzyków. Wiele osób wołało o pomoc, chciałam pocieszyć, ale gdy tylko zbliżałam się do drzwi pielęgniarki zamykały je. Widocznie nie tylko ja byłam samotna, oni też nie mieli nikogo kto by ich odwiedzał. Skierowałam się na salę rehabilitacji, aby rozmasować mięśnie. Czułam się dziwnie, jakbym była nie w tym ciele co trzeba.
Docierając na miejsce, dostałam szoku. Pomieszczenie było ogromne, jednak różniło się w zupełności od całego szpitala. Kolorem ścian nie był biały też czerwony. Wokół było pełno kwiatów i dużych okien. Nikogo nie było widać, ale słychać było rozmowy wydobywające się z kabin dla pacjentów. Przechodząca opiekunka zauważyła mnie i bez słowa zaprowadziła w inną część sali. Ta była bardziej ponura i mniej przytulna. Kiedy zamknięto mnie w kabinie poczułam dziwny skurcz w żołądku, znajomy. Usiadłam na twardym leżaku i cierpliwie czekałam na masażystkę. Nawet nie wiecie jak bardzo się zawiodłam kiedy do ciasnej kabiny wszedł mężczyzna. Byłam spięta, bo normalnie nikt o przeciwnej płci mnie nie dotykał, prócz ojca, zapominając o Silvere siedzącym zbyt blisko trzymającym moją dłoń. Lekarz odwrócił się do mnie, tak że nasze oczy się spotkały. O mało nie spadłam z leżaka, wszędzie poznam te oczy. Te piękne bursztynowe oczy, wystarczy tylko raz w nie spojrzeć i obdarzasz Go zaufaniem.
-Co tu tutaj robisz? - zapytałam szeptem - Przecież nie jesteś masażystą.
-Wiem, ale kto powiedział, że źle masuję? - zapytał Silvere
-Nie dotykaj mnie! Nie pozwalam ci. - powiedziałam i odsunęłam się do samego konta.
-Uspokój się. Nie mam najmniejszego zamiaru. Przyszedłem cię stąd zabrać. Rozumiesz? - zapytał
-Ale ja chcę tu zostać. Chcę być zdrowa i zrobić wreszcie co do mnie należy - warknęłam
-Każdy głupi wie, że nie masz na myśli tego o czym się domyślam. Niby co chcesz zrobić?
-Wypuść mnie! - krzyknęłam i na sali zaległa cisza, usłyszałam kroki i zamknęłam oczy czekając aż ktoś wreszcie go stąd zabierze. Potworny (piękny) oszust!
Zrobiło mi się cieplej, nie stałam już na tej zimnej posadzce, lecz leżałam na czymś twardym, ciepłym. Słyszałam bicie serca, ale nie mojego. Bałam się otworzyć oczy...
-Nie bój się - zaśmiał się Silvere - U mnie nic ci nie grozi
Na dźwięk słowa "U mnie" otworzyłam oczy i jak oparzona przeturlałam się na plecy. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że na nim leżałam.
-Coś ty zrobił - zapytałam przez zaciśnięte zęby.
-Przeniosłem nas w bardziej odpowiednie miejsce, a dokładniej do mojego wymiaru. Może pora, abyś się wreszcie dowiedziała prawdy. Bo ta którą znasz to tylko jej mała część. Ale może najpierw cię oprowadzę.
Podniósł się i wyciągnął do mnie rękę, oczywiście ją odrzuciłam. Mocno tego pożałowałam, bo moje mięśnie trochę osłabły i nie byłam w stanie się sama podnieść, więc zamiast po prostu przyjąć jego dłoń, musiałam się poddać i dać mu się podnieść. W chwili kiedy ujął całe moje ciało, na twarz wyskoczył mi rumieniec, chciałam go zakryć włosami, ale gdy zobaczył co próbuję ukryć uśmiechnął się i odsłonił moją twarz spod burzy poplątanych włosów.
-Tak wyglądasz lepiej - szepnął mi do ucha.
Postawił mnie na nogi i pozwolił się dookoła rozejrzeć. Niebo, nie było niebem tylko fioletowo niebieską poświatą. Stąd można było zobaczyć każdy najmniejszy szczegół Jowisza i Saturna. Było to niesamowicie piękne. Krajobraz był równie malowniczy, wokół było pełno lasów i łąk wypełnionych nieziemskimi kwiatami. Jedyny budynek jaki widziałam to czerwono-zielona chatka. Bardzo skromnie wybudowana. Byłam zachwycona jego wymiarem, posłałam mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
-To teraz może poznasz moją wyspę bardziej - chwycił mnie za rękę i prowadził w głąb puszczy.
-To jest wyspa?
-Każdy może stworzyć świat jak chce. Postawiłem na wspomnienia z dzieciństwa, no wiesz matczyne ciepło. Jest tu każdy szczegół, zaczynając od podobnego domku, może nieco bardziej wyposażonego, kończąc na moim drzewie, które jest całe w wyrytych krechach od mojego noża. Z resztą pokażę ci wszystko. Co chcesz zobaczyć najpierw?
-Nie ma tu Słońca, dlaczego?
-Bo ja nim tutaj jestem.
Nie mogłam powstrzymać się aby na niego spojrzeć.
-Chcę, żebyś mi pokazał najpiękniejszą istotę jaka stąpa po twoich ziemiach.
Zamyślił się - Skoro tego właśnie chcesz.
Prowadził nas w głąb puszczy wciąż zerkając ma moją twarz. Zastanawiałam się co jest tym pięknem. Może to jakiś ptak lub tygrys...
-Już bardzo blisko, zostań tu. Zaraz będę - poszedł na przód.
Wrócił po kilku minutach trzymając srebrny woreczek, tym razem wcale się nie uśmiechał. Przystanął obok mnie. Otworzył woreczek i wyspał biały proszek na piaskową ścieżkę. To co działo się w tej chwili po prostu nie da się opisać. Ziarenka zaczęły się podnosić ku górze i wciąż się mnożąc tworzyły, malowały na powietrzu. Przede mną już stało srebrno złote lustro. Silvere chwycił moją dłoń i szepnął mi do ucha.
-Naprawdę chcesz to zobaczyć?
Pokiwałam niepewnie głową, nie wiedziałam czego się spodziewać po zdenerwowanym Silvere i stojącym lustrze w środku lasu. Podeszliśmy to przedmiotu i nic nie było widać prócz nas stojących i trzymających się za ręce. Byłam tak ciekawa, że nie zauważyłam momentu kiedy stanął za mną i odgarnął moje włosy z szyi.
-I co? Gdzie ta istota?
-Właśnie na nią patrzysz - powiedział niepewnie - To ty tutaj jesteś najpiękniejsza.


poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział XIII - Będzie lepiej, obiecuję...

Budzę się w ... szpitalu. Wszystkie moje rany są zabandarzowane, ale i pewnie też zszyte. Nie mogę nawet zmarszczyć nosa. Jest mi niewygodnie i nawet nie chcę sobie przypomnieć poprzedniej nocy, choć na pewno nigdy nie zapomnę. Ciekawa jestem tylko kto zostawił po sobie ślady na mim ciele.
Za drzwiami słyszę protestujący głos, czyżby ktoś chce mnie odwiedzić? Ale, kto?
-Jest w bardzo złym stanie, odwiedziny są zakazane. Bez wyjątków. - ostry kobiecy głos przemawiał do osoby, która chciała mnie odwiedzić.
-Rozumiem - powiedział, znajomy mo głos - W takim razie, czy mogę poczekać przed drzwiami? - zapytał, teraz już nie mam wątpliwości Silvere.
Nie nie możesz, nie masz prawa mnie odwiedzać. Ja nie chcę na ciebie patrzeć! Odejdź! Odejdź!
-W czym problem? - zapytał inny mężczyzna.
-Chciałbym wejść do sali, aby odwiedzić Isabelle Norttem. Niestety ta piękna kobieta nie pozwala mi na to.
-Muszę cię poinformować.....
Zasnęłam i pozwoliłam raną się zagoić. Mam wrażenie, że to się skończyło, a ktokolwiek mnie tutaj przyprowadził chce mi pomuc. Muszę wiedzieć kto.

 Wczesyn rankiem obudziłam się, lecz wciąż mam wrażenie, że jestem w stanie przespać ze 100 lat. Jednak do otrzeźwienia umysłu potrzeba jedynie siedzącego przy moim łóżku Silvere, wpatrującego się w moje oczy. Próbuję unieść głowę, ale nagle poczułam dziwne ukłucie, więc z krzywą miną wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony widząc moją minę
-Nigdy nie będzie dobrze, nie wystarczająco.... - zaczynam kaszleć, a z ust poleciała mi krew.
Wziął leżącą na zielonej metalowej szafce bawełnianą chustkę i wytarł mi twarz,to nawet miłe z jego strony. Ale i tak go nienawidzę, ośmieszył mnie przed tyloma ludźmi. Już podniosłam rękę, żeby zadzwonić po pielęgniarkę, jednak Silvere mnie ubiegł i odłączył telefon z prądu.
-Czemu? - wyszeptałam
-Nie mogę tu wejść, nikt nie może. Jak mnie tu zauważą, to już nie wpuszczą.
Po co? Nie chcę cię tu! To chcę mu powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta...
-Nic nie mów, wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie wolałabyś, żeby siedział tu z tobą Elias albo Jo. Musisz jednak zrozmumieć i spojrzeć prawdzie w oczy, że to ja cię uratowałem. To ja cię tu przyprowadziłem, nie ukrywam cię w jakimś starym motelu i nie próbuję opatrzyć ci ran, mimo że gówno o tym wiem. I to ja tu z tobą siedzę, nie oni, ja.
-Popełniłeś błąd - wyszeptałam, strasznie bolały mnie płuca od ciągłego bicia, chcę aby wreszcie ktoś się tu pojawił - Od miesięcy próbuję się zabić.
Nie potrafię spojrzeć mu w oczy, jest mi po części wstyd.
-Co? - pyta gwałtownie patrząc się w stronę drzwi, boi się pielęgniarek, nie chce stąd wyraźnie wychodzić. Chce być ze mną. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się narażasz. Po śmierci nie zaznasz spokoju, czeka cię jeszcze większy ból niż przeżyłaś wczoraj.
Przełkłam slinę, boję się. Tak bardzo, że zaczynam płakać. Łzy spływają mi po policzkach, a ja ukrywam twarz w dłoniach. Nie chcę żyć, ile jeszcze się trafi takich osób, które będą mnie bić, katować. Nie zdają sobie sprawy, iż mam blokadę w umyśle i nie panuję nad swoimi myślami, ani czynami, jestem jak maszyna do zabijania.
-Nie mam po co żyć, nie chcę nieśmiertelności, myśląc o tych samotnie spędzonych godzinach w jakimś zamku w zamian za okrucieństwa jest mi niedobrze. Muszę krzywdzić ludzi, zadawać im ból, ja-ja nie dam rady - mówie przez łzy - Wolę spędzić wieczność w bólu, niż skrzywdzić jakąkolwiek żyjącą istotę. Zastanawiam się po co mi ten "dar", skoro tajemnica tkwi w czymś zupełnie innym.
Podnoszę wzrok, Silvere siedzi tuż obok mnie, a w jego oczach widzę wahanie.
-Nie jesteś zupełnie sama, zawsze możesz mieć przy sobie popapranego dupka, który zepsuje każdą chwilę twojego życia - widząc mój pytający wzrok, dodaje - mogę czytać w myślach. To jak? Dobrze wiesz, że to ci wszystko ułatwi.
-Ostrzegano mnie, właśnie przed tym. Każdy chce być moim przyjacielem...
-Wiem, ja nie muszę znać sekretu, bo mi na nim niezależy. Ja już swoje wygrałem - kładzie swoją dłoń na mojej, to miłe - i zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie doświadczyła żadnego bólu. Abyś wygrała nieśmiertelność...
-Nigdy, nigdy nikogo nie zabiję - łza kapła mi na prześcieradło - nigdy- wyszeptałam.
-Nie bój się - zaciska swoją dłoń na mojej, czuję jego siłę i determinację - Obiecuję, wyjdziesz z tego.


czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział XII -Ból

Ta noc była dziwna. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, mimo iż jestem tu tylko ja. Rana na ręce, zamieniła się w gruby strup i nadal śmierdziała krwią. Co ja bym dała za kawałek plastra i nawet kroplę propolisu (uzyskuje się go od pszczół, działa podobnie jak woda utleniona, babcia zawsze miała tego pełny zapas). Kamień, na którym leżałam zaczynał się powoli wrzynać mi w tyłek, więc nici z drzemki.
Po głowie wciąż chodził mi obraz uciekających ludzi. Presja jaką czułam, stała się nie do wytrzymania. Poczucie winy dobijało mnie tak, że po raz kolejny miałam myśli samobójcze. Postanowiłam wyjść z groty, zanim się zorientowałam, iż nie mam pojęcia jak tu trafiłam i gdzie jest wyjście.
Za ścianą usłyszała ruch, więc zabrałam zakrwawiony nóż z podłogi. Rękojeść wysadzana diamentami była bardzo wygodna, więc porywacz z pewnością jest dobrze wyszkolony i potrafi się obsługiwać wieloma mieczami na raz. Były one niezwykłe, ostrza miały wykrzywione podobnie jak hak, zrobione ze srebra z wysadzaną diamentami rękojeścią. Mam wrażenie, że kiedyś widziałam podobny.
Napastnik zbliżał się do mnie, zaczynałam się bać. Całe moje ciało było mokre od potu, skryłam się za dużą skałą i wyciągnęłam przed siebie nóż w razie kiedy będę musiała interweniować. Uniemożliwię mu dalsze poruszanie się....zabiję Poczułam się okropnie, jak mogłam o czymś takim choć pomyśleć. Nie powinno mnie tu być.
Jestem potworem…
Jestem potworem…
Jestem potworem….
Jestem potw.....

Przez przypadek ostrze wypadło mi z rąk i narobiło niezłego hałasu. Ktoś w tym momencie wpadł do podziemnego "pomieszczenia", w któym się znajdowałam. Ciężko oddychał, więc domyślam się, że to mężczyzna.
-Co do..... - urwał - Cholera! Gdzie ty jesteś?! - szepnął - Wiem, że gdzieś tutaj - podnisł głos - I tak cię znajdę, a wtedy będę cię torturował puki nie zdradzisz mi swojego hm, sekretu...
Ręce zaczęły mi się trząść, on chce mnie zabić. Delikatnie próbowałam podnieść nóż z kamiennej podłogi, niestety bez skutku. Rana zaczęła mnie piec, znów krwawić, ledwo powstrzymałam się od syku. Oparłam się o kamień i tego mocno pożałowałam bo z moich ust wydarł się krzyk. Kamień był na tyle ostry, że przebił mi rękę. Płakałam z bezsilności, ból rozrywał mnie od środka.
Mężczyzna podbiegł za kamień i wyciągnął swoj nóż, raniąc moją nogę. Czułam się jak śmieć, każdy mógł mi zrobić krzywdę, zabić mnie. Najgorsze jest to, iż uważałam, że to mi się należy. Wszystko mnie piekło, powoli się wykrwawiałam, on nadal mnie ranił, krzycząc:
-Teraz musisz już coś powiedzieć, inaczej zrobię to znów - i faktycznie, znów ciął mi skótę, a wokół plama krwi się powiększała.
-Nie - mówiłam przez łzy - Przestań, proszę....-krzyk
Trwało to długi czas, kiedy moje ciało zaczęło się poddawać. Pragnęłam śmierci, chciałam się nigdy nie narodzić. To wszystko, to pragnienie władzy. Ja tego nie chcę, wolę umrzeć niż ranić ludzi..
Zabij mne, proszę to moje jedyne życzenie.
Krzyk, być może mój. Nie, zaraz poczułabym, to ktoś inny. To ten mężczyzna, ktoś go zabija. Dlaczego..on mógł się mnie wreszcie pozbyć. Ktoś bierze mnie na ręce, a ja wyczuwam znajomy zapach i zastanawiam się, ile jeszcze będę musiała przeżyć, aby zginąć...

środa, 3 lipca 2013

Rozdział XI - Dlaczego...

Trudno opisać jak się teraz czuję. To co się tam stało, albo to co ma się stać zmieniło mnie zupełnie. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam w sobie siłę, nie fizyczną, lecz mentalną. Czyny, których dokonałam, wpływały na życie, moje. Każde zerwanie jesiennego liścia, oddech, zmienia historię. Muszę, muszę zmienić wszystko. Zatrzymać nie jedno serce, zniszczyć nie jedną miłość. Zamknąć wszystko co dobre. Ale najgorsze, to klątwa, związała moje ciało, umysł. Zabić, każdego kto mnie powstrzyma.
 Żadnych przyjaciół, uczuć, rodziny, liczy się tylko zadanie i cel - Ona.
Nikt nie dowie się co tak naprawdę tam zaszło, sama nawet nie wiem. Związana, przymuszona, zaczynam bitwę o ludzi.

                                                 ***

Przechodząc przez bramę miasta Rosselwood miałam wrażenie, że cofam się do czasów dzieciństwa. Wokół było pełno wiśni, huśtawek i skaczących dzieci. Aż przykro patrzeć na coś co trzeba zniszczyć, bowiem częścią zadania jest zrównanie tego miejsca z ziemią. Oczywiście, nie myślcie o mnie źle, zanim to zrobię ewakułuję każdego przyzwoitego mieszkańa, poza jednym. Celem jest obecnie ukrywający się potomek Księcia Emanuela, mający możliwość odczytania Czerwonej Księgi. Musi rzecz jasna zginąć, bo tylko jedna osoba może ją odczytać, niestety nie wiem kto. Tak więc, wchodząc po schodach na zachodnią wieżę kościoła, aby zadzwonić Dzwonem Wolności i ogłosić alarm. To jednak nie jest takie proste, alarmując miasto, mężczyzna również ucieknie i z spustoszenia będzie nici. Z zimną krwią i zbyt dużą pewnością siebie wypowiadam następujące słowa:
                    "Moc ducha wołam,
                      Przywołaj swe armie,
                      zgładź to miejsce
                      ogniem piekelnym"

W tym momencie, wypowiadając re słowa uświadomiłam sobie, że to nie Ja. Czuję się ograniczona, jakby ktoś manipulował mną jak marionetką. Przed oczami miałam uciekające matki z dziećmi, krzyk dorosłych mężczyzn i palące się domy. Zrobiłam najgorszą rzecz, niegodną człowieka, którym nie jestem. Potwór, nizasługujący na życie, to moje prawdziwe oblicze.
Obok katedry mieściła się zabytkowa studnia z niewielkim otworem, zabezbieczonym przed dziećmi. Można "wejść" do środka tylko z góry.
Tylko Moja Śmierć powstrzyma czas zagłady, jaki jest moim zadaniem. Nie mogę pozwolić sobie i osobą mną manipulującym na jakiekolwiek zagrożenie, muszę zginąć.
Stanęłam na progu okiennicy wieży, chciałam się rzucić na studnię, aby nabić się na drewniany kołek. Już miałam to zrobić, odliczałam...
Raz....
Dwa...
Trzy...
Odepchnęłam się od ściany i poleciałam w dół. Jednak nie skończyłam tak jak chciałam, ktoś mi na to nie pozwolił. Z pewnością nigdy nie dowiem się kto za tym stoi, bo w tym momecie rozbolała mnie głowa, zaczęły piec oczy i dostałam drgawek. KOLEJNA WIZJA.
Wokół otaczały mnie białe drzewa i cztery ścieżki, które się krzyżowały. Północną podążała kobieta, a na jej końcu ktoś stał. Wyciągła nóż i przebiła postaci serce. Pod jej nogami była kałuża krwi, odsłoniła kaptur i miała się odwrócić, ale....
Obudziłam się w starej jaskinii, oprócz mnie nikogo nie było, widocznie ktoś musiał mnie tutaj przynieść. Chwilę mogłam się zastanawiać kto, lecz uświadomiłam sobie, że w ręku trzymam nóż i pprzystawiam go sobie do brzucha. To znak, ścisnęłam mocniej rękojeść i rozciełam sobie rękę. Poczułam piękoący ból, zakrwawiona zasnęłam.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział X - Śmierć

Prowadził mnie teraz do złotych drzwi, przed nimi stał brązowy pegaz z kluczem. W momencie, gdy podeszłam do drzwi i magiczny koń włożył klucz  do zamka, przeniosłam się w o wiele mroczniejsze strony. Każdy normalny od razu określił by to pomieszczenie jako ciemne, ja jednak wchodząc tu przypomniałam sobie najmroczniejsze momenty mojego życia. Między innymi, wiadomość o śmierci rodziców, brata, zaginięcie babci. Znajdowałam się teraz w sali balowej zamku, na środku stały 3 trony, na najwyższym siedziała kobieta w czerwonej pelerynie, na drugim siedział chłopak bawiący się ostrzem, najniższy stał pusty, jakby na kogoś czekał.
-Witaj Isabelle Norttem - powiedział chłopak z francuskim akcentem - Oto progi naszego zamku, mamy nadzieję, że ci się spodoba. Ja jestem Silvere Melahburn, my się już znamy czyż nie?
-Nie przypominam sobie - grzebałam w swoich myślach, ale w żadnej nie było złotowłosego chłopaka z irytującym uśmieszkiem.
-Ach jaka to szkoda, ale na szczęście ja pamiętam. Jeśli chcesz przypomnę ci.
-Hmmm, nie wyrażam takiej ochoty.
-Dobrze więc, pierwszy raz spotkaliśmy się pod jakąś ruderą, nie pamiętasz? W twoim śnie, widziałaś mnie wtedy jako dziecko, spoglądałaś na mnie tymi swoimi dużymi zielonymi oczami spod poplątanych włosów i prosiłaś mnie abym cię zabrał ze sobą, miałaś wtedy 6 lat. - wstał z krzesła i podszedł do mnie, cofnęłam się o dwa kroki - Drugi, był podczas twoich 11 urodzin, stawałaś się wtedy bardziej kapryśna i poprosiłaś, żeby twoja matka zaprosiła swojego, hmm wcześniej nazwałaś mnie przyjacielem, ale dla niej byłem kimś więcej. Cieszyła się, że możesz mnie zaakceptować. A teraz widzimy się po raz kolejny, muszę ci powiedzieć, że wyładniałaś.
-Cały czas brałeś aktywny udział w moim życiu, tak?
-Nazwałbym to raczej wtrąceniem z polecenia, ale jak sobie chcesz.
-To dlaczego nic nie pamiętam, co zrobiłeś, że sobie nie potrafię przypomnieć. W jedenaste urodziny przecież byłam w cyrku z bratem.
Stał jak słup soli, bał sie nawet zaczerpnąć powietrza, moją uwagę przykuła postać w czerwonej pelerynie, tym razem ona wstała i podeszła Silvere i mnie. Wyciągła nóż z jego dłoni i poderżneła mu gardło. Cała marmurowa posadzka była w krwi. Z moich ust wydobył się krzyk.
-Chodź za mną - powiedziała kobieta.
Szłyśmy bardzo długo, ciasne korytarze z zdjęciami paryskich ulic nie pasowały do reszty wnętrza. Podłoga zrobiona z ciemnynych kamieni i ściany pomalowane czarną farbą wogóle nie kontrastowały z obrazkami.
Na końcu dziwnego korytarza były drzwi, otworzyła je i zaprosiła mnie, abym poszła dalej. Zaproponawała mi fotel i usiadłyśmy.
-Jesteś niespokojna. - stwierdziła.
-No.
-No weź, opowiedz mi coś o sobie, coś czego nie jestem pewna, czego nie wiem.
-Chodzi ci o mój sposób bycia?
Zaśmiała się  - Może być.
-Naprawdę? Raczej nie uważam tego za zbyt interesujące...
Przerwała mi - Oj wierz mi bardzo, jak dołączysz do nas też ludzkie życie będzie cię intrygować.
-A mam?
-Jeśli wypełnisz zadanie, dostaniesz miejsce u mego boku, jako Anioł Ciemoności.
-Wolę zostać.. - widząc jej minę spoza kaptura dodałam - To co to za zadanie?
-W swoim czasie, najpierw powiedz mi czy to bardzo boli? Jak bardzo cierpisz....samotnością. Słyszałam, że masz adoratora. Elias, znam go. Obdarowałam go darem walki, kiedyś też był moim przyjacielem, lecz kiedy dowiedział się czym jestem przestał się mną ineteresować. No wiesz, kiedy widzi, że wokół niego jest zbyt durzo zamieszania, ucieka. Cały El, gdy dowiedział się o twoim wypadku nie ma go już w okolicy...
-Nieprawda!Pewnie sie martwi. - sama siebie oszukuję.
-Tak? A to niby czemu jest tak blisko a jeszcze cię  nie odwiedził?
-Jest tutaj?!
-No jasne, gdzieś musi być.

                                      ***

Wchodziłam przez szklane drzwi do sali balowej, ubrana w czerwoną długą suknię, ciągnącą się po podłodze i czarne pantofle, które znalazłam  w gabinecie wraz z liściekem (długa historia). Mój pierwszy bal.
W okół było pełno tańczących par, inne dziewczyny miały równie piękne suknie co ja, lecz jedna się wyróżnaiała. Miała ją partnerka Silvere, zamiast czerwonych sukien, które wyraźnie są obowiązkowe, założyła najpiękniejszą fioletową suknię jaką kiedykolwiek widziałam. Mocno upięta w pasie i "rozłożysta" w biodrach. Trudno sobie taką wyobrazić, więc lepiej zobaczyć.
Przed oczami mignęła mi jakaś postać, ubrana w schludny biały garnitur, Elias.Chciałam go zawołać, ale był już za daleko i tańczył za jakąś ładną dziewczyną.
Po zakończonej piosence wszyscy usiedli do swoich stolików, każdy miał parę u boku, tylko nie ja. Także usiadłam w pustym stoliku. Kelner podał mi wodę i słuchając muzyki obserwowałam El bawiącego się ze swoją partnerką.
Do sali nagle wszedł Joel ze swoją siostrą u boku, szczerze gdyby nie to, że jest jego siostrą, to byliby ładną parą. Puścił mi oczko i zajął stolik obok Silvere.
Powróciwszy na parkiet, obserwowałam jak z gracją poruszali się ludzie. Gdy ktoś podszedł do mnie spuściłam wzrok, tylko nie to!
-Zatańczysz - zapytał Silvere, nic nie odpowiedziałam - No chodź, chyba nie będziesz cały wieczór tutaj siedzieć.
-Właściwie to mam - mruknęłam
-Świat się nie zawali jeśli ze mną zatańczysz, hm? To jak będzie?
-Nic nie będzie, nie umiem tańczyć - zawstydziłam się i wyszedł mi rumieniec na policzki.
-Dobra - wziął mnie na ręce i z zaskoczenia wydałam pisknięcie - Naczuczę cię -szepnoł mi do ucha.
Postawił mnie i ułożył moje stopy na swoich i tańczyliśmy! Naprawdę tańczyłam i to jakiegoś walca, czy coś w tym rodzaju. Uśmiechłam się do niego, mój pierwszy normalny taniec, z nienormalną osobą (w mojej głowie brzmiało to lepiej).
-Nie sądziłam, że to takie łatwe - szepnełam do niego.
Zaśmiał się - Bo nie jest, spróbój sama - zdjął moje nogi ze swoich - No tańcz
Czy to co wyprawiałam było tańcem, deptałam no każdym kto mi się nawinął, wymachiwałam rękami, a w tle słychać było śmiechy i drwiące szepty, każdy się ze mnie śmiał, nawet Elias, Silvere.
-Zrobiłeś to specjalnie - powiedziałam i pobiegłam z łzami w oczch do wyścia.
Czułam się okropnie, drwił tam ze mnie każdy, coraz głośniej i głośniej. Sądziłam, że wypadłam na dwór, lecz tam tylko było tak zimno. Przed oczmi miałam, Śmierć.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział IX - Inny Wymiar

Przede mną stała blada postać, ubrana w białą szatę z kruczoczarnymi włosami. Nie byłam w stanie zidentyfikować płci przez otaczające mnie śwaitło. Wtedy postać przemówiła.
-Znów się sptotykamy - usłyszałam męski głos - Lecz tym razem pozwoliłem ci mnie spotkać. Pozwól, że odpowiem na kilka twoich pytań. Z pewnością chcesz wiedzieć kim jestem, no więc ja to Czas, tak ten który cię "szuka", choć nigdy nie zgubił.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam skruszona
-W moim wymiarze, musiałem spowodować twoją śmierć, abyś mogła tu być. Nie bój się wrócisz do swojego nudnego życia jak tylko załatwię kilka spraw. Więc zacznijmy od kwestii pytań.
-Mam tylko jedno...dlaczego jestem medium?
-Spodziewałem się wszystiego, ale nie tego, bo widzisz tutaj nie mam nad ludźmi władzy, dlatego też ich tu nie wpuszczam...
-Dobra, nie musisz się mi spowiadać - rzuciłam
-Myślisz, że obchodzi mnie twoja opinia?
-Widocznie tak, jeśli tu jestem - Booże, jaka ja jestem arogancka...
-Jesteś medium - zmienił temat - bo ja tak chciałem. Widzisz, moja siostra obdarzyłam nie darem, który pozwala mi zmnieniać ludzi, którymi już nie są. W zamian za przysługę, muszę, a raczej ty musisz spełnić jedno trudne zadanie. Nie mam pojęcia na czym ono polega, zdradza je ona tylko wykonawcy.
-Więc dlaczego ja?
-Tym razem to ona cię wybrała. Uznała, że dobrze będzie mieć przy sobie dziewczynę, która nie ma czym się przejmować, bo nic nie ma. Ustalono to w dniu twoich narodzin, całę twoje życie, jeśli chcesz...
-Nie - zaprotestowałam - Czyli wiecie wszytstko co się ze mną stanie, co się stało.
-Tak i nie, bo medium to najpotężniejsza istota w całym Shadoww, naszym świecie. Tylko tej rasy nie można kontorlować, stopniowanie przemiany zależy od ciebie, jeśli będziesz chciała mieć wizję to ją masz, jeśli chcesz poznać historię ludzi lub przewidzieć co się stanie to to zrobisz. Początki są najgorsze, ból, narastająca enegria itd. Nie da się ciebie zabić, bo nie chcesz umierać, dlatego tylko zginiesz popełniając samobójstwo, bo...
-Ja tego chcę - dodałam
-Właśnie, życie twoje, innych, szczególnie to jak się potoczy zależy od ciebie. Ona tylko je zabiera, a ja mam w tym mały wkład, No wiesz, mogę zmienić bieg historii bardziej efektownie niż ty i inne, ale najgorsze, że stworzyłem coś, silnejszego od śmierci.
-Tym czymś jestem ja - wyszeptałam -  Ile nas jest?
-Troje, oprócz ciebie, było troje. Miesiąc temu kobieta w średnim wieku nie wykonała zadania i zginęła. Po prostu nie dała rady. Jest jeszcze chłopak, ma 13 lat, na razie czekam na odpowiedni moment, aby jego też w to wciągnąć. No i trzecia osoba, 891 letni chłopak, wygląda na 19, wykonał jak na razie jedyny zadanie. Nikt nie wie co to było, ale zginęło przy tym 800 000 osób.
-Co?! Ja nie potrafię, nie zrobię - histeryzowałam
-Uposkój się - warknął - każde zadanie jest inne. Choć ono zmieni wszystko.
-Kiedy go dostanę?
-Wkrótce, ale najpierw muszę wyjaśnić ci zupełnie wszystko.
-Czy będę musiała zrobić to sama?
-Oczywiście, że nie. Masz pomoc z zaświatów, duchy, mnie, Eliasa...
-On może mi pomóc?!
-No przecież jest duchem, może. Zwłaszcza, że do tej pory był ci najbliższy..choć na peowno nie teraz.
-Dlaczego tak myślisz, JEST MOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM! - nieco sztucznie to zabrzmiało - Po co mi to mówisz, do czego zmnierzasz?
-Joel, mój stary znajomy, przestaje ci być obojętny....hm?
-Nie, on mi tylko pomaga.
-Tak samo jak El jest twoim przyjacielem, zaraz ty zaczniesz nazywać siebie człowiekiem.
-Bo nim jestem.
-Istota, to odpowiednie określenie.
-Zaraz, cały czas myślałam, że Joel jest Tobą, no ale sie znacie, czyli on z tobą współpracuje, czy...
-Mała spokojnie, Joel jest czymś zupełnie innym, nie należy do Shadoww. Też ma swój wymiar, ale jego jest najgorszy, mój jak widzisz jest bardzo jasny, nic w nim prawie nie ma. Jego, to przeciwieństwo tego, panuje mrok, brak uczuć. On potrafi je tylko wywołać osobom, tobie, siostrze, mnie. Czujemy się przy nim bezpieczni, czujemy się przyjaciółmi. To tylko podstęp, nazywa się go różnie, jedni mówią zmniennokształtny,nik nie wie czym on tak naprawdę jest. Na pewno go już spotkałaś, o ile wiem aktywnie brał udział w twoim życiu, na moje polecenie oczywiście. Tak się składa, że winny mi przsługę, no właśnie mi odpłacił, teraz miał wrócić do siebie, ale...
-Ale co? - zapytałam, choć nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, bałam się jej
-Jest z tobą, przy twoim ciele. Czuwa.
-Czyli on wie, że tu jestem. Mimo to, że był ci to winien, nie chciał żebym do ciebie przyszła.
-Symulował, że mu zależy, to jego taktyka.
-To dlaczego sobie nie poszedł?
-Czeka...na ciebie.
-Wracając do poprzedniego tematu. Co ma do tego jakie są mniędzy mną a innymi relacjie?
-Dużo,wiele osób teraz chce, abyć im zaufała i zdradziła zadanie śmierci. Jest bowiem za jego wykonanie nagroda.
-Czyli co? Nagrobek z napisem "Ukończyłeś Poziom"?
Zaśmiał się - Stajesz się Aniołem.