piątek, 29 marca 2013

Rozdział VI

Zaprowadził mnie pod drzwi tego ogromnego domu, z licznymi oknami. Spojrzałam na jego twarz, to ten chłopak z kafejki, teraz wyglądał jakby go bolał brzuch, nie tak jak wcześniej.
-Nie musisz tego robić - powiedziałam - Nie trzeba.
-Robię to dla siebie, uwierz mi - otworzył drzwi i obydwoje weszliśmy. Nie czułam się zbyt pewnie, wręcz byłam przerażona. Co on ze mną zrobi? Zamknie mnie w piwnicy, czy zrobi coś gorszego?
-Co ze mną zrobisz? - zapytałam, on uśmiechnął się krzywo.
-Najgorsze co mogę, dam ci ubranie, pokój i możesz tu zamieszkać ile tylko chcesz.
-Ale...
-Bo widzisz, nie mieszam sam, dostosuj się do moje przyrodniej siostry - zaśmiał się.
-Masz przyrodnią siostrę?! - krzyknęłam i szybko się od niego odsunęłam. Przypomniała mi się bowiem rozmowa z Eliasem.
-Czy to dziwne, wiele osób je ma. - zdziwienie przeplatało się z podejrzeniem w jego oczach.
-Która godzina? - zapytałam
-15.08, a co?
-Kiedy poznam twoją siostrę?
-Hmmm, z tego co wiem, to za jakieś kilka minut.
-Zaprowadź mnie do pokoju, proszę jestem zmęczona.
Zrobił to, z takim entuzjazmem jakby chciał się mnie pozbyć. Przechodziliśmy przez długie korytarze, z pięknymi obrazami zawieszonymi na ścianach, w końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Znalazłam tutaj czyste ubrania, nawet własną łazienkę i ogromne łóżko! Panował tutaj wielki porządek, wszystko było na swoim miejscu, aż do teraz. Ściany koloru blado-czerwonego wspaniale kontrastowały ze złotym dywanem i szarymi meblami, pokój miał był dość duży. Zamiast szperać po półkach to od razu rozebrałam się i poszłam się wykąpać w wanie z hydromasażem! Pierwszy raz korzystałam z takich luksusów, czułam się wspaniale. Mimo tak wczesnej godziny, ubrałam się w różową koszulę nocą i badałam zawartość półki na książki, która jak się okazało była doskonale zaopatrzona. Cały czas czytałam "Zmierzch", aż przeczytałam i poszłam spać. Tego dnia już z nikim nie rozmawiałam. Rano wstałam zadziwiająco wcześnie, poszłam do swojej nowej łazienki i siedziałam tam chyba z godzinę, zwykle wszystko zajmowało mi tylko 5 minut. Sprawdzałam kosmetyki różnego rodzaju, największym dla mnie szokiem były pasty do zębów, których na oko było z 34, każda innego koloru i smaku. Maseczki i dodatki do kąpieli miały podobną liczbę sztuk, już nie mówiąc o mydłach. Wyszłam i chciałam się ubrać, tym razem byłam zawiedziona, bo wszystko było maksymalnie obcisłe, zdecydowałam się na ciemne rurki, białą bluzkę na ramiączkach z myszką Miki, fioletowy sweter i kremowe balerinki. Wszystko byle by zdjąć te piżamę, włosy zaplotłam w warkocz, który położyłam na boku, sięgał aż po pas. Wyglądałam całkiem nieźle, liczyłam, że w tych szafkach znajdę jakiś barek z jedzeniem, jedyne co tam było to nowa bielizna, rzeczy szkolne i tabletki. Czyli będę się uczyć? Byłam strasznie głodna, to właśnie przypomniało mi o babci, usiadłam na łóżku. Gdzie ona była, bardzo za nią tęsknię, za jej przytulaniem, przydałoby mi się to w tej sytuacji, mieszkając z nieznajomym w takim luksusowym domu. Mało tego istniało prawdopodobieństwo, że to właśnie on mnie cały czas szukał i to jego widziałam w tej wizji, a szukał mnie właśnie Czas!
Usłyszałam pukanie do drzwi, szybko otarłam łzy i schowałam chustki pod poduszkę, żeby nikt nie podejrzewał mnie, że płaczę. Na szczęście się nie maluję.
-Proszę! - mój głos był żałosny
Do pokoju wszedł chłopak.
-Dzień dobry! Masz ochotę na śniadanie? - zapytał
-Eee, mogę zjeść tutaj?
-Nie, do pokoju nie można przynosić jedzenia - jego głos spoważniał - Jedna z zasad mieszkania tutaj.
-Rozumiem, w takim razie daj mi minutę.
Poszedł sobie, nie rozumiem dlaczego tak bardzo na mnie naciskał. Nie prosiłam go o to, żeby mnie tutaj zabierał, dawał dom. Znów strasznie rozbolała mnie głowa, podeszłam ledwo stojąc na nogach do lustra i komody i wyjęłam tabletki. Niestety nie znalazłam takich przeciw bólowych, znów moja świadomość zaczęła zanikać, nic nie widziałam, poczułam jak z trzaskiem upadam na ziemię, a obok mnie spadło coś ciężkiego. Obrazy tak jak poprzednio przesuwały się po mojej głowie, widziałam piękną białą suknię, nie wiem od kogo. W innym pomieszczeniu zobaczyłam taką samą tylko czarną, oraz tajemniczą postać tak jak wcześniej. Coś mnie wyrwało z tej wizji, to znowu on.
-Na miłość boską, przestać mnie bić po twarzy! - wydusiłam - O co ci chodzi!
-Zemdlałaś, twoje oczy były fioletowe, nie wiedziałem co się dzieje! - udawał, że to widział po raz pierwszy.
-Nie udawaj, wiem że nie dałeś mi domu przypadkowo! Szukałeś mnie, nie dajesz mi spokoju, już cię widziałam! Byłeś wśród tych demonów! Jak mogłam cię nie poznać, jestem taka głupia - ostanie słowa powiedziałam szeptem. Byłam wręcz przyklejona do ściany, byle dalej od niego.
-Masz rację, jesteś głupia, że ze mną tutaj przyszłaś, jesteś głupia, bo kolejny raz dałaś się nabrać urokowi tego świata! Zresztą, nie tylko w niego uwierzyłaś... - wyszedł trzaskając drzwiami.
Zsunęłam się po ścianie i upadłam na ziemię, płacząc, w co ja się wpakowałam.

Rozdział V

Nurtowało mnie co ma z tym wspólnego ten chłopak, jednak coś pozwoliło mi odbiec od tych przypuszczeń. Strasznie rozbolała mnie głowa, musiałam chwycić się pobliskiej latarni, aby nie upaść. Ktoś uderzył mnie cegłą, takie to było właśnie uczucie. Zapadła zupełna ciemność, moje oczy płonęły, nie czułam bólu, to raczej było przyjemne w połączeniu z tym okropnym bólem głowy. W uszach dźwięczały mi słowa innych "DZIWADŁO", coś musiało się dziać nie tylko w środku, ale też na zewnątrz. Powoli moja świadomość zanikała, a w mojej głowie pojawiały się znajome mi miejsca, min. ta sama jaskinia w której mieszka Elias, mieszkanie babci i miejsce mojego przebudzenia, między tym wszystkich pojawiała się sylwetka jakiegoś mężczyzny, wiedziałam że muszę uciekać. Obudziłam się z tego transu, w tej samej pozycji co wcześniej. Ktoś położył rękę na moim ramieniu, odwróciłam się i ku mojemu zdumieniu nie zobaczyłam nikogo, głowa nadal mi pękała z bóli i mogłam mieć halucynacje. Wyprostowałam się i właśnie zmierzałam do przydrożnej kafejki, aby się osuszyć. Byłam w samym centrum Allhex, miasto w którym mieszkam od urodzenia, zawsze było pełno targowisk. Teraz nie ma ani jednego, większość ludzi się wyprowadza, pod pretekstem, że ich dom został nawiedzony. Dotarłam do kafejki i usiadłam przy wolnym stoliku od okna, było tutaj zupełnie pusto, miałam okazję się ogrzać choć nie było tutaj zbyt ciepło. Ściany pomalowane na biało, bez obrazów, podłoga brudna i zamoknięta. Nic dziwnego, że nikt tutaj nie przychodził, co mi było na rękę, lubię samotność. Co do jednej rzeczy się myliłam, stolik naprzeciwko mnie był zajęty. Siedziała na nim kobieta, ubrana w schludną sukienkę, różowe kalosze i kapelusz leżący na jej zaplecionych długich warkoczach. Po czasie doszedł do niej jakiś chłopak o blond włosach i zabójczo zielonych oczach, ubrany cały na czarno, nie wyglądał jak by szedł na pogrzeb, bardzo mu czerń pasowała, dołączył do dziewczyny siedzącej obok. Spoglądali na siebie, po czym zaczęli się obściskiwać, zrobiło mi się dziwnie ciężko na żołądku, chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Przeszkodził mi kelner.
-Co podać? - zapytał
-Ja właściwie, to przyszłam się tutaj nieco wysuszyć.
-Albo coś zamawiasz, albo wynocha! - krzyknął - To jak?
-Hmm, to ja może poproszę to kakao, jest ono może za darmo?
-Wynocha! Nie chcę cię już tutaj więcej widzieć!
Wstałam i ruszyłam do drzwi, nie widzieć czemu odwróciłam się i spojrzałam na stolik obok, oni też patrzyli na mnie, a szczególnie ten chłopak. W jego oczach było widać przerażenie, nie widzieć czemu odszedł on od stolika, przecisnął się obok mnie i wybiegł na dwór. Ja i ta dziewczyna byłyśmy zszokowane jego zachowaniem, wyszłam i podążyłam w tę samą stronę, co ten tajemniczy chłopak, deszcz zamienił się w zimną mżawkę.  Znów poczułam czyjąś rękę, tylko tym razem na swojej własnej.
-Pomogę ci. - powiedział i zaprowadził mnie do jakiejś willi na plaży. Byłam strasznie zmieszana i nawet na niego nie spojrzałam. Ufałam mu, nie wiedząc jak wygląda, to dziwne.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział IV

To było dziwne, czułam że latam. Nie mogłam wstać, ruszyć się, ani nic nawet mrugnąć. Szczęście, beztroskie życie, tak myślałam dopóki coś się nie wydarzyło, światło zanikało nastał mrok, pochłonął każdy promyk nadzieii, zaczęłam czuć coś zimnego, pod sobą, tym razem oczy miałam zamknięte, gdzie jestem. Było mi źle, nie tak jak wcześniej, czy w ogóle było jakieś wcześniej, tego nie wiem. Nic nie pamiętam, światło i ciemność. Otworzyłam oczy, to co widziałam było dziwne. Nie wiedziałam jak to nazwać, poznawałam kolory, dużo zielonego, w różnych odcieniach, coś mi świtało to był las! Tak to las, pełno drzew, mchu i wiosennych kwiatów. Skały różnej wielkości, przypominały miniaturowe góry, niesamowite! Jak tu pięknie, a to, ten śpiew to z pewnością ptaki, och jakie to śliczne. Drzewa mnie otaczały z każdej strony, nie było tu jeszcze ludzi, zaraz skąd ja wiem o ludziach, nigdy ich przecież nie widziałam, dziwne... . Jeszcze raz dokładnie obadałam miejsce mojego położenia, w porządku. Zwróciłam teraz uwagę na siebie, byłam ubrana w jakąś śliczną biało-granatową sukienkę przed kolano, dotknęłam moich włosów, zdziwiłam się, kiedy poczułam starannie wyczesane włosy, wreszcie popatrzyłam na buty, ku mojemu zdziwieniu nie było żadnych, tylko blade stopy. Jedna rzecz mnie niepokoiła, na mojej ręce widniała jakaś runa, albo tatuaż! Skąd taka skaza na mojej skórze! Przyjrzałam się bliżej, było tam coś napisane "Isabella" ciekawe, hmmm to chyba moje imię. Isabella, brzmi całkiem ładnie, ale jakoś czuję się z nim nieswojo, jakby nie jest moje. Ciekawe jak wygląda moja twarz, czy ja jestem ładna? A może, ze mnie skończona szkarada? W każdym razie poszłam przed siebie, chciałam jak najszybciej wyjść z tego lasu, bo coś tu nie tak. Nie myliłam się, kilka kroków dalej potknęłam się i odarłam kolano, krem poplamiła mi sukienkę i teraz nie wyglądałam tak atrakcyjnie jak wcześniej, trudno. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam dalej, coraz więcej rzeczy poznawałam, przypominałam sobie też i inne, podobne do tych. Zgłodniałam, wiedziałam że to głód, tak jakbym go już wcześniej czuła, tak nie było, to coś nowego. Nagle strasznie się przestraszyłam, podskoczyłam i upadłam po raz kolejny na ziemię obdzierając sobie łokieć. Usłyszałam jakieś bruuuuueeuuu! To pewnie jakieś stwory, których jeszcze nie znam. Znów "bruuuuuuueeerrruu" kolejny raz się wystraszyłam i aż chwyciłam za brzuch, poczułam drżenie. Myślałam, że przewrócę się ze śmiechu, przecież mi burczy w brzuchu! Jak mogłam sobie tego nie przypomnieć, wybuchłam śmiechem. Reszta drogi minęła całkiem wesoło, ponieważ ciągle przypominałam sobie historię z brzuchem i nie raz chwytałam pobliskie drzewa, aby wyszeptać im co się stało. Łączyła mnie z nimi jakaś magiczna więź, czułam jak się ze mnie śmieją. Rośliny zaczęły powoli zanikać, a pojawiała się już kamienna dróżka, zobaczyłam coś, to budynek! Poznawałam go, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Pierwszy raz go widzę, tak mi się wydaje. Weszłam do środka a przeczucie kazało mi wejść na 3 piętro do mieszkania nr. 126, tak zrobiłam, oczekując zamkniętych drzwi, znów miałam rację. Te drzwi dało się jednak otworzyć, to co zobaczyłam w środku mnie zupełnie zbiło z tropu. W jakiś sposób to miejsce miało dla mnie sentyment, ale jaki? Wątpię że się teraz tego dowiem. Mieszkanie było zupełnie zmasakrowanie, dywan podarty, zabrudzony od atramentu, weszłam dalej drzwi wyrwane z zawiasów, szyby wybite. Kuchnia wyglądała jak po jakiejś wojnie, ściany podziurawione od jakiejś broni palnej, a garnki i jedzenie wraz z lodówką leżały na ziemi. Dotarłam do dwóch sypialni na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo, w jednej i drugiej był bałagan, jednak ta z żółtą tapetą w kwiatki była mi bliższa. Nie weszłam do niej coś mi mówiło, że muszę to miejsce opuścić jak najszybciej. Zrobiłam to z płaczem, co stało się z osobami które tu mieszkały, zatrzymała mnie jeszcze jedna rzecz. Zdjęcie, na nim byłam ja, szybko zabrałam zdjęcie i wybiegłam z mieszkania, później z budynku.

***

W głowie miałam tylko pustkę, obrazy z tego domu wirowały mi po umyśle, kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Czułam więź z tym miejscem, jakbym tam mieszkała, jeszcze to moje zdjęcie. Otworzyłam swoją dłoń i wyprostowałam zgniecioną kartkę. To z pewnością byłam ja, chyba w wieku 12 lat, tak mi się wydaje. Dlaczego nic nie pamiętam, chwile z dzieciństwa chcę wiedzieć gdzie jest moja rodzina, jeśli ją mam. Kto ze mną mieszkał, co się z tą osobą stało i jak wyglądało moje wcześniejsze życie. Zaczęłam płakać, a mój szloch roznosił się po jakimś znajomym placu z dala od bloku. Wiedziałam, że z tym miejscem są związane jakieś złe wspomnienia, ale co mi do tego, jeśli ich nie pamiętam. Rozchmurzało się, słońce świeciło na moją bladą twarz, uwielbiam słońce, jest śliczne. Daje życie i zatrzymuje czas, który prowadzi nas przez naszą długą wędrówkę donikąd. Szurałam butami o piasek, przypatrywałam się drobinkom złocistego piachu, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię, coraz głośniej i głośniej. Nie bałam się, poczułam jak wiatr mierzwił moje włosy opadające na oczy, przede mną stała jakaś postać, znajoma. Przyjrzałam się jej, a raczej temu chłopakowi, twarz i jego wnętrze było mi dobrze znane, a imię szybko napłynęło do mojej głowy "Elias".
-Co ty tutaj robisz? - zdziwiona zapytałam.
-Nawiedzam cię - powiedział skruszony - czy to dziwne?
-Nieco, dlaczego przyszedłeś?
-Zawsze na końcu twojej odpowiedzi jest pytanie - mówiąc to, usiadł obok mnie - Jak mówiłem nawiedzam cię, bo jestem ci winien wyjaśnienia. Ty wiesz, że umarłaś prawda?
-Eeee, właśnie mnie uświadomiłeś.
-No więc, nie ma osoby, która zna cię lepiej ode mnie, wiesz dlaczego?
-A co, zjadłeś mnie? - zadrwiłam
-Teoretycznie raczej tak. Wracając do tego, nic nie pamiętasz, bo zaczęłaś nowe życie. Oczywiście pamiętasz oczywiste rzeczy i też coś ci zawsze świta, jednak nie wiesz z kim mieszkałaś i tego typu. 
-Nie przerywaj...
-Ok, mieszkałaś z 83-letnią babcią, twój brat i rodzice zginęli w wypadku w zeszłym roku. Twoje zeszłe imię to Marise, obecne to Isabella, będę mówił ci Izzy. Masz 16 lat, wciąż możesz wybrać datę bycia nieśmiertelną. Jesteś ładniejsza, masz płynniejszy głos i więcej gracji niż miałaś.
-Co masz na myśli mówiąc, że jestem ładniejsza? - zapytałam, bo nikt mi tego nie powiedział - I czy mogę wrócić do dawnego życia, wiedząc o tym?
-Masz dłuższe włosy, są bardziej czarne i gładkie, a twoja skóra bez skazy jest delikatna.
Pokazałam mu swoją rękę z tatuażem.
-No prawie bez skazy - poprawił się - Oczywiście, że możesz wrócić do dawnego życia. Będziesz chodzić do szkoły, dorastać aż będziesz dorosłą kobietą.
-Chyba chcę zostać na zawsze już nastolatką. Ale jak będę miała 18 lat, tak jak ty, albo 17 jeszcze nie wiem.
-Masz sporo czasu.
Gadaliśmy chyba ze 2 godziny, zapadał już mrok. Dowiedziałam się o sobie wszystkiego. Mój ulubiony kolor to granatowy i biały, jestem wegetarianką i nigdy nie miałam prawdziwego marzenia, oraz nigdy się nie zakochałam. Problemy w szkole i dowiedziałam się wreszcie co stało się na tym placu, a później w jaskini. Reszta mniej ważnych rzeczy dotyczyła wyników w nauce, które były zadziwiająco wysokie, moich przekrętów z kosmetykami mamy. Wybryki z dzieciństwa były najciekawsze, szczególnie jedna historia, kiedy z bratem uknuliśmy kawał dla rodziców na prima aprlis, a sami w niego wpadliśmy. Eli wiedział o mnie wszystko, dał mi moje wspomnienia z wakacji w Londynie na koloni i nie tylko. Byłam mu wdzięczna najbardziej za to że opowiedział mi o świecie magicznym.
-Jak ci kiedyś mówiłem to jest zły świat bajek. Ty jako jedyne stworzenie masz miłość do innych, pomagasz, tak jak tej staruszce. Reszta to potwory, tak jak ja.
-Nie jesteś potworem, pomagasz mi - powiedziałam
-Jestem ci to winien, al.... 
-Jesteś moim przyjacielem, to co było nie ma znaczenia. Słyszysz, przyjaciela poznaje się w biedzie.
-Ale gdy przyjaciel ci biedy na pyta, świat staje się niesprawiedliwy - wyrecytował dalszą część wierszyka, którego nikt oprócz nielicznych zna.
-Zawsze był, ale nie wińmy za to świat, on się może zmienić, tylko...
-Tylko czas... - dokończył za mnie - On jest POTWOREM !! -krzyknął tak głośno, że echo rozbrzmiewało po całym placu.
-Nie mów tak, każdy ma w sobie trochę dobra, nawet jeśli dostrzegamy tylko złe strony - powiedziałam skruszona.
-"Jeśli ktoś uwierzy w dobroć czasu, nie da ci spokoju. Jeśli zło będzie ci w głowie tak jak teraz będzie cię prowadził". To stare, ale ludzie po teraz w to wierzą, ma to podobno jakiś sentyment.
-Mam deve, myślę że już o tym wie. - głos mi się załamał
-Skąd wiesz co to jest deve? No tak, ty to po prostu już wiesz.
-Czy ty mi czasem nie mówiłeś, że czas ma ludzki odpowiednik?
-Tak, wszystko ma.
-No to to coś mnie teraz szuka - powiedziałam niespokojnie
-To niemożliwe, nikt jeszcze go nie widział, bo zawsze jest u boku swojej przyrodniej siostry, widząc go twoje minuty się skończyły, a zostały tylko sekundy.
-No więc zostały mi tylko sekundy. Wiesz myślę, że czas na ciebie. Jeszcze się spotkamy, musimy cię przecież ożywić - zaśmiałam się - chyba nie chcę, żeby mój przyjaciel był martwy.
-To się nie uda.
-Nie wierzysz we mnie - wstałam - jeszcze się spotkamy
Nie wiem dokąd zmierzam, ale idę przed siebie. Zapomniałam powiedzieć mu o tym mieszkaniu w bloku. Jestem bezdomna, a w pobliżu nie ma żadnego mostu, zawsze mogę wrócić. Nie zrobiłam tego, to coś nadal mnie szuka, wiem to z deve. To jest tak jakby przychodziło ci coś do głowy, jakaś myśl, wiesz że ona jest na pewno prawdą. Wiem i już. Muszę się ukryć ale nie wiem gdzie. Do głowy przyszło mi to miejsce gdzie się dzisiaj obudziłam, jednak jest zbyt ciemno aby go teraz szukać. Było bardzo zimno i się zachmurzyło, za parę minut pewnie lunie deszczem. Spać, nie zasnę na powietrzu, zbyt zimno. Wreszcie usiadłam w jakimś parku na ławce, była cała popisana markerami i ponacinana nożami, przeważnie to są czyjeś imiona. Zamyśliłam się i spoglądałam na drzewa naprzeciwko mojej ławki. Byłam prawie pewna, że obok jednego z nich leży ogromna psia kupa, co jeszcze dziwniejsze parę kroków dalej postawiony był na to specjalny zbiornik. Ci ludzie..., teraz mówiłam ci ludzie, a jeszcze parę dni temu byłam jednym z nich. Z tego marzenia o psiej kupie wyrwał mnie jakiś przelatujący obok cień, przypominał konia. Rozejrzałam się, żadnego konia, ani widać, ani słychać nie było, znów cień przeleciał, tym razem widziałam na nim człowieka. Postać i jej wierzchowiec nie pokazali się już więcej.

***

Tak jak przewidywałam nie mogłam zasnąć, słońce już wschodzi, nie czułam zmęczenia. Nadal miałam ubraną sukienkę, chodziłam bez butów, jednak włosy nie były już tak niesamowicie ułożone jak wcześniej. Koło mnie przechodziły kobiety na porannym spacerze z psami, przeważnie to były yorki i husky. Ich dziwaczne imiona jak Truskawek czy Lilitka, dodawały mi dobrego humoru, nie na długo. Sytuacja, w której się znajdowałam, była dość przykra. Bez pieniędzy, butów, kurtki, a zbliżały się bardzo zimne dni. O dziwo, coś mi mówiło, że ktoś mi to wszystko da. To tylko przedmiot, prawdziwym zmartwieniem dla mnie była moja przeszłość. Nigdy się nie zakochałam i po teraz nie miałam marzeń, czy jeszcze będę miała szansę założyć rodzinę w wieku 16 lat, przed nieśmiertelnością, nie chcę się zakochać na wieczność, wystarczy tylko kila minut, żeby poznać uczucie. Odkryłam moje marzenie, zakochać się. Tylko w kim, w tym chłopaku co mnie ostrzegał? Nie to niemożliwe, już nigdy go nie spotkam, albo w Eliasie? Hmmm, może kiedyś, jak na razie się tylko przyjaźnimy. Do tej pory na pewno już kogoś poznam, mam nadzieję. W tym momencie muszę znaleźć jakieś miejsce, powiedzmy zamieszkania. Musi być darmowe i ciepłe. Gdzie tu takie znaleźć jak bez pieniędzy jesteś nikim w tych czasach to nie nowość. Nawet nie zauważyłam jak zaczął padać deszcz. Zupełnie przemokłam do suchej nitki, zaczęłam się trząść z zimna, park opustoszał. Byłam samotna, mimo Eliasa, nadal czuję się samotnie. Wstałam, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu, znów szłam przed siebie, w tej okolicy jeszcze się nie znajdowałam, to pierwszy raz i mam nadzieję ostatni. Obok mnie przechodzili sami pijani mężczyźni, śmiejąc się ze mnie, a najbardziej z braku butów. Wystarczyły tylko zwykłe klapki, albo jakieś używane sandały, wszystko tylko nie gołe stopy. Beznadziejność gościła w mojej głowie, wtedy zauważyłam, że ktoś się mi przygląda, to ten sam chłopak, który był pod blokiem, spojrzałam na niego, on odwrócił wzrok i wszedł do pobliskiej knajpy. On coś ma wspólnego z tym wszystkim, tylko co.

Rozdział III

Szliśmy tak już dość długo, ciągle schodziliśmy w dół, kiedy rzucił mnie na ziemię. W tym momencie nie czułam jego wcześniejszej delikatności, myślałam że to był ten sam chłopak, którego spotkałam pod blokiem. Myliłam się, ten był bardziej zadbany (jak na pożeracza, to chyba zbyt ładny), jednak to potwór. Miał mnie zabić, ja nie byłam przerażona, raczej zszokowana. Teraz rozpalał ognisko i mówił nie znanym mi językiem, chyba to był jakiś rytuał, zapalił świecę. Mogłam się rozejrzeć po pomieszczeniu. To chyba jakaś grota, ściany całe z nierównego kamienia, wisiały na nich zdjęcia różnych ludzi, było też i moje!
-Co robi tutaj moje zdjęcie? - wyszeptałam, on to niestety usłyszał i się brutalnie uśmiechnął
-No widzisz, jednak nie się nie zmarnujesz. - zaśmiał się
-Co masz na myśli? - zapytałam, ale on już wrócił to tego ognia i tej niby modlitwy, ja dalej badałam pomieszczenie. O dziwo, wszystko było czyste, nie znalazłam kości, tylko starannie zaścielane łóżko i jakiś stolik z półeczkami. Rzuciłam chłopakowi (jeszcze na pewno nie był dorosły) pytające spojrzenie, nie czekałam długo na odpowiedź.
-Czyli, uważasz że jak jestem potworem, wysysam dusze z ludzi to nie mogę spać i utrzymywać porządku? Wychowana wśród ludzi, wy zawsze macie inne pojęcie o potworach. - to ostanie zdanie wypowiedział patrząc się prosto w moje oczy. Trochę mnie to onieśmieliło, ale nie odwróciłam wzroku. Chciałam jak najlepiej wykorzystać te rozmowę i zaczęłam się dopytywać.
-Dlaczego wisi tutaj moje zdjęcie, jak mnie masz zamiar zjeść, może najpierw mi powiesz?
-Nie wiem, czy mi watro, jak i tak masz być zjedzona - zaśmiał się po raz kolejny, denerwowało mnie to i przypomniało o ostatniej rozmowie z nieznajomym. Kiedy o tym myślę, zrobiło mi się go żal.
-Szkoda chłopaka. - powiedział - Umiem czytać ofiarom w myślach, a szczególnie w tych przykrych, hah nie wyglądasz na zdziwioną.
-Bo nie jestem, spodziewałam się tego, że potrafisz więcej niż mi się wydaje. - powiedziałam to w tak spokojny sposób, jakbym rozmawiała z babcią przez telefon.
-Hmmm, spytałaś się mnie co robi tutaj twoje zdjęcie. No więc zrobiłem je w dzień twojego spotkania z trytonami, tak nazywają się te stwory. Te zdjęcia są tak jakby moim menu, osoby, które są inne a o tym nie wiedzą, ja je zjem, proste?
-Dziwaczne, wypuścisz mnie?- zapytałam
-Chyba żartujesz?! - krzyknął - Szukałem kokoś takiego przez wiele lat, a ty się pytasz czy cię wypuszczę! Jestem głodny, dawno nie jadłem duszy magicznej osoby. - zachował swój normalny ton.
-Masz jakieś 18 lat, ja jestem magiczna?
-Tak jesteś, a ja mam jakieś 381 lat! Ja żyję wieczne, podobnie jak ty! Tylko wy sobie wybieracie  wiek, w którym chcecie zostać nieśmiertelni, my nie. To nas zaskakuje, moją mamę wzięło jak miała 78 lat, za to mojego dziadka jak miał 5 lat. To dziwne, ja mam najlepiej.
-Kim ja jestem, jakim potworem?! Czy ja zabijam? - to mnie nurtowało.
-Nie zabijasz ludzi, bo jesteś medium. Ostatnia na całym świecie, to nie przechodzi na pokolenia, jest bardzo rzadkie. Przewidujesz przyszłość, ale możesz ją w każdej chwili zmienić. Jak wolisz, to zależy już tylko od ciebie.
-Czyli jak wiem, że moja babcia umrze, mogę zrobić tak żeby żyła?
-Wszystko, tylko nie czas. Nie zadzieraj z czasem, bo to jest najgroźniejsze. Czas też ma swój ludzki odpowiednik. Nikt go nie spotkał.
-Nie będę miała okazji. - wyszeptałam
-Twoje życie nie kończy się na ziemi, zmartwychwstaniesz a ja po prostu zginę. Logiczne.
-Nie, zostaw mnie, a ja zostawię ciebie. Po co mnie zabijać, jeśli ty zginiesz to nie ma sensu. Chcę wiedzieć coś jeszcze, o tym świecie z magią?
-Pytasz się mnie jak dziecko, które zgubiło zabawkę. - zadrwił
-Ty nie wiesz jak to jest nie wiedzieć! Całe życie, byłam tylko człowiekiem! A ty żyłeś w tym magicznym czymś, wiedziałeś o jednorożcach, wróżkach...
-HAHAHAHAHAHA, nie istnieją wróżki, tylko czarownice, a jednorożce to bezgłowi jeźdźce! To jest zły magiczny świat, nie ten z bajek dla dzieci. Zrozum, wszyscy chcą być ludźmi, tylko oczywiście nie ty. - powiedział.
-Jak masz na imię?
-Co taka nagła zmiana tematu, jestem Elias. Pożeracz, miło mi.
-Tak z pewnością... - zaśmiałam się, zupełnie zapomniałam że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
-Koniec tego gadania - chwycił mnie i podniósł, zbliżył się do ognia i już miał mnie rzucić, kiedy...
-Zaczekaj! - krzyknęłam - Powiedz mi jedno, jak zabierzesz moją duszę, jeśli mnie spalisz?
-Sama wyleci w postaci dymu i będzie zmierzać w moją stronę, ty i tak będziesz żyć, takich nie da sie zabić.
-To dlaczego jestem ostania? - zapytałam
-Możecie zginąć jeśli sami przyczynicie się do własnej śmierci.
Rzucił mnie w płomienie, czułam jak coś mnie strasznie swędzi a potem poczułam ból. Jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry, wbijał nóż, dziurawiąc serce. Dusza, zobaczyłam duszę, czułam jak ze mnie ulatuje. Ciemność.

środa, 27 marca 2013

Rozdział II

Poczułam, że leżę na zimnej posadzce, bałam się otworzyć oczy. Wokół mnie panowała zupełna cisza, dzięki niej nabrałam nieco odwagi i ruszyłam ręką. Powoli przesuwałam ją po twarzy, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, nie było. Na moim policzku poczułam szramę, przestraszyłam się ale raczej nie była głęboka, odważyłam się otworzyć oczy o dziwo leżałam na podłodze swojej łazienki.Pierwsze co mi przychodziło do głowy to, to że uderzyłam się w głowę i zemdlałam, jednak zrezygnowałam z tej myśli po tym jak wstałam i zobaczyłam się w lustrze. Moje czarne, zawsze błyszczące włosy były brudne i poplątane, a ubranie schludne, było pobrudzone i potargane. Spojrzałam na zegarek, godzina 22.34. Nalałam wody do wanny i poszłam się wykąpać. Później zanim się obejrzałam leżałam już w łóżku, jak dobrze mi było w swojej fioletowej dziecinnej pościeli w kwiatki, którą jakiś tydzień temu chciałam wyrzucić. Niestety długo nie mogłam zasnąć, musiałam sobie wszystko poukładać w głowie i wymyślić sposób na to, aby nie iść jutro do szkoły a raczej dzisiaj, patrząc na tę godzinę nie zostało mi dużo czasu. Z drugiej strony w szkole szybciej mi zapomnieć o tym wszystkim, tylko czy chcę słuchać tych drwin ze strony kolegów. Tak, nie byłam zbyt lubiana, ale to i tak mało powiedziane. Zawsze się ze mnie wszyscy śmiali, nigdy nie miałam kolegów, a co dopiero przyjaciół. Świt, obserwowałam jak wstaje słońce, to niesamowite, taka zwykła rzecz, codzienna, a bardzo niezwykła. Już nie zasnę to pewne, więc wstałam. Nie wyszłam z pokoju na śniadanie, zjadłam to co mi babcia przygotowała do szkoły na wczoraj. Jogurt i bułkę, co prawda bułka sucha a jogurt się wylał w torbie ale jakoś dałam sobie radę. Po śniadaniu nie wiem jakim cudem się rozkleiłam, nigdy nie płakałam, miałam silne nerwy przez szkołę oczywiście. Zaczęłam tak szlochać, że to sprowadziło babcię. Pojawiła się w drzwiach sypialni, ja zamiast odwrócić wzrok, żeby nie zobaczyła łez, wstałam i przytuliłam się do niej. Pogłaskała mnie po głowie, powiedziałam jej że nie chce iść dzisiaj do szkoły, zgodziła się, bo ze względu na sytuację jaka tam panuje i to że nigdy nie wagarowałam mogłam dzisiaj zostać w domu. Zostawiła mnie samą, pytania nasuwały się, coraz więcej ich było, co mnie tam ściągnęło? Kim byli ci ludzie? Dlaczego ja? Skąd znają moje imię? I najważniejsze, co ja robię w domu? Kto mnie tutaj przywiózł, i kto oczyścił moją ranę? Zebrałam siły i zapytałam o to babcię, ona była zdziwiona że nie wiem. Podobno moja npnz, przynajmniej tak się nazwała tutaj ze mną przyszła, a ja tryskałam radością i z entuzjazmem opowiadałam co stało się na jakiejś imprezie w klubie "Diadem". Cały dzień spędziłam w domu na czytaniu książek i grając w jakieś kolorowe gry na facebooku. Miałam 3 znajomych, był to dyrektor szkoły, moja babcia, która specjalnie założyła sobie konto żebym miała znajomych i jeszcze grupa WOŚP. Następnego dnia też nie poszłam do szkoły, ale już wyszłam na dwór, na plac zabaw, ponieważ mieszkałam w bloku dostępu do świeżego powietrza nie miałam. Okna były jak w więzieniu z kratami i obowiązywała godzina policyjna o 23.00 zamykano blok i kto się nie dostosował spał na dworze. Na szczęście było dopiero południe, miałam dużo czasu. Plac był pusty, tak mi się przynajmniej wydawało, bo dzieci jeszcze w przedszkolu, a w tej okolicy tylko ja byłam nastolatką. Poszłam na spacer, nie bałam się, co po ostatnich dniach było dziwne i nienaturalne. Spotkałam miłą staruszkę i dałam jej kwiatki, które wcześniej zerwałam. Cieszyła się, zresztą zawsze jej coś przynosiłam, bo nikt jej nie odwiedzał, była samotna. Jak ja. Wspominałam coś o psie, no tak uciekł wczoraj, tak mi mówiła babcia. Tęskniłąm za nim potwornie, ale cóż nic nie żyje wiecznie, nawet ja. Czy ty, każdy ma wyznaczoną porę, to wie Bóg. Mam czas, pójdę do kościoła. Nikogo nie spotkałam po drodze, martwiłam się o babcię, miała ona już dobre 83 lata, jednak tryskała energią i radością. Była mi bliska, nie chciałam żeby odchodziła, coś tak czułam że nadejdzie to całkiem szybko. Wtedy poszłabym do domu dziecka, co było najgorsze leżał on blisko placówki dilerów. Tam gdzie spotkałam te demony. Takie życie jest dla mnie podłe, wszystko tracę, nic nie zyskuję. Pomodliłam się za babcię, psa i tę staruszkę, po czym wróciłam do domu. Bolał mnie brzuch, gardło i głowa, z pewnością byłam chora. Na szczęście był piątek, weekend zostawię na leczenie. Byłam już blisko domy kiedy, ktoś złapał mnie, zakrył usta i "przykuł" do ściany. Zaczęłam się wyrywać, nie dałam rady. Coś, a raczej ktoś zaczął mi coś szeptać do ucha.
-Je regarde mourir. - męski głos mnie bardziej uspokoił niż przeraził, lecz przypomniałam sobie co kryło się pod kapturami tamtych mężczyzn, ciarki po mnie przeszły. Zdjął dłoń z moich ust. Zamiast krzyknąć spokojnie, drżącym głosem powiedziałam.
-Nie znam francuskiego, przykro mi.
-Hmm, mnie też. Jeszcze się spotkamy, a przy okazji widziałem twojego kundla, jest nieżywy. - powiedział to tym swoim czarującym, drwiącym ze mnie głosem.
-Wiem, wiedziałam to. - rozpłakałam się i zsunęłam się po ścianie budynku. Twarz ukryłam w dłoniach, znów to samo. Historia lubi się powtarzać, moje życie to pech, największy. Myślałam, że już sobie poszedł, ale on tylko pomógł mi wstać.
-Myślisz głośno. - zaśmiał się.
-Tak, wiem o tym.
-Wiesz o wszystkim. Czy to nie jest dziwne. - zapytał się, ale tym razem jego głos był poważny.
-Zawsze tak mam, to tylko przeczucie jednak zawsze się sprawdza. Czemu ze mną rozmawiasz? - moje ostanie słowa powiedziałam tak słabo, że ledwo usłyszał.
-Dziwi cię to? No tak jak ktoś jest wyrzutkiem. - teraz wybuchnął śmiechem.
 Nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz, śmiał się jeszcze głośniej, mnie to zabolało nie jego. Spojrzałam na jego twarz. Była piękna, ja widziałam w nim tylko pogardę, zauważył że sie mu przyglądam. Przykro mi, że tak się zachował, jak wszyscy w stosunku do mnie. Kolejne łzy popłynęły po moich policzkach. Teraz przestał się śmiać, widział moje łzy. Nie zdążył nic powiedzieć, bo zaczęłam uciekać, nie do domu po prostu przed siebie. On nie biegł za mną, tylko sie patrzył. Zmęczyłam się, jeszcze nigdy tu nie byłam. Złe myśli powróciły do mojej głowy, straszny ranek, bezsenna noc. Mrok zapadał, czy ja odnajdę drogę, czy znów mnie ktoś znajdzie i będzie próbował zabić. Usiadłam na pokaźnym kamieniu i zastanowiłam się czy ktoś mnie jeszcze pokocha, jeśli w ten sposób działam na chłopaków, śmieją się ze mnie. W tym momencie przyszedł mi do głowy ten przystojny Mick z mojej szkoły. Wszystkie dziewczyny z mojej szkoły się w nim zakochały, oprócz mnie. O może to będzie jak na tych beznadziejnych filmach dla nastolatek, że ja się zakocham w nim a on we mnie, hmmm. Ciekawe, tak ciekawe, że zapomniałam gdzie jestem i kto się mi przygląda.
-To znowu ty! Czego ode mnie chcesz, co ja ci zrobiłam.. - zapytałam zapłakanym głosem - znowu chcesz się pośmiać, proszę bardzo! - odwróciłam twarz w jego stronę. Na jego twarzy była zaskoczona mina.
-Nie ja tylko..nie..eeee -tylko to usłyszałam.
-Kim jesteś? - przybliżyłam się do niego - nie wyglądasz na demona ani anioła, który chce mnie zabić, opętać czy wybawić.
Widać, że na to pytanie było mu łatwiej odpowiedzieć - Jestem potworem, ale nie demonem.
-Powiesz mi?
-Nie jesteś godna, aby to wiedzieć. - zaśmiał się.
-Masz rację jesteś potworem, może tego nie widać, ale mnie krzywdzisz swoją obecnością, więc proszę odejdź i nie wracaj. Proszę. - odwróciłam się i wracałam do domu, nie wiedziałam,która godzina.
Zawiodłam siebie, było po 23, już nie wejdę do bloku. Nie ma mnie kto przenocować, na moje nieszczęście poszedł na mną.
-Co ty do mnie masz! - krzyknęłąm
-Spokojnie, muszę jakoś wrócić, bo to jest jedyna droga. Nie bój się, już się na pewno nie spotkamy. Wedle życzeń. A ty czemu nie wchodzisz, czekasz na kogoś? - zapytał smutnym głosem, nie tym co wcześniej ze mną rozmawiał.
-Nie, idź już. - zrezygnowałam z rozmowy z nim.
-Ok, żegnaj choć znamy się zaledwie godzinę.
Odszedł, mimo że był dla mnie straszny i się ze mnie śmiał było mi go żal. Tę noc spędzam sama, ale nie tutaj, coś mi podpowiadało, że muszę wrócić w miejsce, w którym spotkałam te dziwne postacie. Nie mam w końcu nic do stracenia. Poszłam, bałam się ale poszłam.
****
Wszystko wyglądało tak samo, jak wcześniej, ale było ciemniej i bardziej tajemniczo. Znów usłyszałam szepty bez wątpienia prowadziły mnie w jedną stronę, na cmentarz. Był on całkiem blisko tej placówki, a przy okazji mogłam odwiedzić grób mojego braciszka, który zginął w wypadku razem z rodzicami. Stałam nad jego grobem, później uklękłam, a łez nawet nie trzeba było wyciskać.
Odeszłam od grobu i podążyłam za szeptami. To było straszne, wiatr ruszał liśćmi, tak jakby to były duchy, a zapalone świeczki tylko mnie jeszcze nakręcały. Widziałam cienie ruszające się na ścianach opuszczonego kościoła. Usłyszałam grające organy kościelne, aż podskoczyłam, bo to jest pieśń pogrzebowa. Ze strachu puściły mi łzy. Ktoś wyszeptał moje imię. Podskoczyłam.
-Nie boję się! - krzyknęłam i podeszłam bliżej. Teraz wyraźnie było widać sylwetki mężczyzn i kobiet. 
-Widzę, inaczej byś tutaj nie przychodziła. - odpowiedziała jakaś kobieta.
-Kim jesteście? Dlaczego mnie wtedy napadliście? Czy odprawiacie czarną mszę?- pytania nasuwały się na mój język szybciej niż myślałam.
-Spokojnie, jak ci powiemy będziemy cię musieli skazać na śmierć. - zadrwiła kobieta.
-Nie boję się! Chcę wiedzieć wszystko! Wolę umrzeć i wiedzieć, niż żyć w ciągłej niepewności! - miałam w sobie dużą odwagę, przecież mogłam zginąć.
-No tak, masz rację. Więc nie musisz dłużej czekać. - spokojnie powiedziała kobieta - Zabrać ją do pożeracza! - zawołała - Ma zły humor, jakaś dziewczyna dała mu kosza, hahahaha! - zaśmiała się
Zanim się obejrzałam brutalnie chwyciło mnie dwóch kolesi i wyrzuciło mnie za jakąś bramę. Ciarki mi przyleciały po plecach kiedy usłyszałam jakąś pieśń, którą śpiewała tamta grupka, brzmiało to jakoś tak: Comede, Bust, Occidere, Frui - powtarzali to póki mnie coś nie zabrało do jakiejś groty, zaczęłam krzyczeć, jednak to coś trzymało mnie bardzo delikatnie.



wtorek, 26 marca 2013

Rozdział I

Zaczęło się całkiem normalnie, obudziłam się w zwykły deszczowy dzień o tej samej porze co zwykle. Była to godzina 6.00 - o tej porze musiałam wstać do szkoły, żeby zdążyć na lekcje. Przygotowałam to co trzeba i wyszłam z domu, deszcz przestał padać i moja fryzura wyglądała całkiem nieźle. Szłam już chyba z 20min., kiedy zauważyłam, że idę złą ścieżką. Droga, przypominająca leśną dróżkę była strasznie dziurawa. Przez tę ciemność nic nie widziałam, co mnie martwiło, bo nie mogłam zinterpretować miejsca gdzie się znajduję  Lekcje miały się za chwilę zacząć, a ja nie wiedziałam gdzie jestem. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę. Drogę przecięło mi czterech mężczyzn, odcięli mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spanikowałam, tylko jedna rzecz przychodziłam mi wtedy do głowy "gdzie ja jestem". Pomyślałam odruchowo o babci z którą mieszkałam i o moim psie, mogę już ich nigdy nie zobaczyć. Wtedy odezwał się jeden z nich:
-Hej śliczna!
Cała gromada się zaśmiała na widok mojej zszokowanej miny.
-Czego?! - starałam się zapytać ostro, ale ledwo co jakiś głos wyszedł z mojego gardła. Zaschło mi w ustach, tylko czekałam kiedy zaczną się śmiać. Zaskoczyła mnie ich cisza, liczyłam na coś innego, również to że nie ruszyli się z miejsca mnie przerażało, choć byłam im za to wdzięczna. Spuściłam wzrok na ziemię i zorientowałam się, że tym razem stoję w jakiejś piaskownicy. Od razu przypomniały mi się zaszłe wakacje kiedy ja i mój młodszy brat bawiliśmy się w tej samej piaskownicy. To była placówka dilerów! Tak ją teraz nazywają, od czasu kiedy złapano kilu z ich bandy, to pewnie jej reszta. Podniosłam wzrok, przyjrzałam się tym mężczyzną, którzy jak się okazało mieli po jakieś 18 lat.
-To co z nią zrobimy? - zapytał ten, stojący najbliżej mnie.
-A jak myślisz, co robimy z dziewczyną, która wchodzi na nasz teren...co śliczna? Boisz się, oczywiście, że tak. Ja bym na twoim miejscu był przerażony. Wiesz, chyba już dzisiaj nie pójdziesz do szkoły, zaraz zadzwonimy do dyrektora i poinformujemy, że źle się poczułaś, Marise. - wymówił moje imię tak szorstko, że coś się we mnie zagotowało i wybuchłam.
-Skąd znasz moje imię?!! - krzyknęłam tak głośno, że wszyscy się cofnęli o krok. - Gadaj! - nie poznawałam swojego głosu.
-W tych okolicach każdy je zna, no prawie. Tylko ci wyjątkowi jak my. - zaśmiał się, to był dziwny śmiech, taki nienaturalny i aż się zakrztusił. Parsknęłam śmiechem.
-Śmieszy cię to? Zaraz ci śmiech przejdzie - zdjął kaptur i reszta zrobiła to samo.
Krzyknęłam, to co kryło się pod tą maską, było okropne. Twarz cała zabliźniona,wygląd nieco przypominał voldemorta, a szczególnie nos. Czaszka przypominała psa bez włosów. Co było najgorsze z głowy wystawały rogi, czerwone jak krew rogi.
-Dæmonia! - tylko taki szept wydostał się z moich ust. Zemdlałam a z moich oczu popłynęły łzy. Nic nie widziałam, ale słyszałam drwiące szepty.