czwartek, 28 marca 2013

Rozdział IV

To było dziwne, czułam że latam. Nie mogłam wstać, ruszyć się, ani nic nawet mrugnąć. Szczęście, beztroskie życie, tak myślałam dopóki coś się nie wydarzyło, światło zanikało nastał mrok, pochłonął każdy promyk nadzieii, zaczęłam czuć coś zimnego, pod sobą, tym razem oczy miałam zamknięte, gdzie jestem. Było mi źle, nie tak jak wcześniej, czy w ogóle było jakieś wcześniej, tego nie wiem. Nic nie pamiętam, światło i ciemność. Otworzyłam oczy, to co widziałam było dziwne. Nie wiedziałam jak to nazwać, poznawałam kolory, dużo zielonego, w różnych odcieniach, coś mi świtało to był las! Tak to las, pełno drzew, mchu i wiosennych kwiatów. Skały różnej wielkości, przypominały miniaturowe góry, niesamowite! Jak tu pięknie, a to, ten śpiew to z pewnością ptaki, och jakie to śliczne. Drzewa mnie otaczały z każdej strony, nie było tu jeszcze ludzi, zaraz skąd ja wiem o ludziach, nigdy ich przecież nie widziałam, dziwne... . Jeszcze raz dokładnie obadałam miejsce mojego położenia, w porządku. Zwróciłam teraz uwagę na siebie, byłam ubrana w jakąś śliczną biało-granatową sukienkę przed kolano, dotknęłam moich włosów, zdziwiłam się, kiedy poczułam starannie wyczesane włosy, wreszcie popatrzyłam na buty, ku mojemu zdziwieniu nie było żadnych, tylko blade stopy. Jedna rzecz mnie niepokoiła, na mojej ręce widniała jakaś runa, albo tatuaż! Skąd taka skaza na mojej skórze! Przyjrzałam się bliżej, było tam coś napisane "Isabella" ciekawe, hmmm to chyba moje imię. Isabella, brzmi całkiem ładnie, ale jakoś czuję się z nim nieswojo, jakby nie jest moje. Ciekawe jak wygląda moja twarz, czy ja jestem ładna? A może, ze mnie skończona szkarada? W każdym razie poszłam przed siebie, chciałam jak najszybciej wyjść z tego lasu, bo coś tu nie tak. Nie myliłam się, kilka kroków dalej potknęłam się i odarłam kolano, krem poplamiła mi sukienkę i teraz nie wyglądałam tak atrakcyjnie jak wcześniej, trudno. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam dalej, coraz więcej rzeczy poznawałam, przypominałam sobie też i inne, podobne do tych. Zgłodniałam, wiedziałam że to głód, tak jakbym go już wcześniej czuła, tak nie było, to coś nowego. Nagle strasznie się przestraszyłam, podskoczyłam i upadłam po raz kolejny na ziemię obdzierając sobie łokieć. Usłyszałam jakieś bruuuuueeuuu! To pewnie jakieś stwory, których jeszcze nie znam. Znów "bruuuuuuueeerrruu" kolejny raz się wystraszyłam i aż chwyciłam za brzuch, poczułam drżenie. Myślałam, że przewrócę się ze śmiechu, przecież mi burczy w brzuchu! Jak mogłam sobie tego nie przypomnieć, wybuchłam śmiechem. Reszta drogi minęła całkiem wesoło, ponieważ ciągle przypominałam sobie historię z brzuchem i nie raz chwytałam pobliskie drzewa, aby wyszeptać im co się stało. Łączyła mnie z nimi jakaś magiczna więź, czułam jak się ze mnie śmieją. Rośliny zaczęły powoli zanikać, a pojawiała się już kamienna dróżka, zobaczyłam coś, to budynek! Poznawałam go, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Pierwszy raz go widzę, tak mi się wydaje. Weszłam do środka a przeczucie kazało mi wejść na 3 piętro do mieszkania nr. 126, tak zrobiłam, oczekując zamkniętych drzwi, znów miałam rację. Te drzwi dało się jednak otworzyć, to co zobaczyłam w środku mnie zupełnie zbiło z tropu. W jakiś sposób to miejsce miało dla mnie sentyment, ale jaki? Wątpię że się teraz tego dowiem. Mieszkanie było zupełnie zmasakrowanie, dywan podarty, zabrudzony od atramentu, weszłam dalej drzwi wyrwane z zawiasów, szyby wybite. Kuchnia wyglądała jak po jakiejś wojnie, ściany podziurawione od jakiejś broni palnej, a garnki i jedzenie wraz z lodówką leżały na ziemi. Dotarłam do dwóch sypialni na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo, w jednej i drugiej był bałagan, jednak ta z żółtą tapetą w kwiatki była mi bliższa. Nie weszłam do niej coś mi mówiło, że muszę to miejsce opuścić jak najszybciej. Zrobiłam to z płaczem, co stało się z osobami które tu mieszkały, zatrzymała mnie jeszcze jedna rzecz. Zdjęcie, na nim byłam ja, szybko zabrałam zdjęcie i wybiegłam z mieszkania, później z budynku.

***

W głowie miałam tylko pustkę, obrazy z tego domu wirowały mi po umyśle, kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Czułam więź z tym miejscem, jakbym tam mieszkała, jeszcze to moje zdjęcie. Otworzyłam swoją dłoń i wyprostowałam zgniecioną kartkę. To z pewnością byłam ja, chyba w wieku 12 lat, tak mi się wydaje. Dlaczego nic nie pamiętam, chwile z dzieciństwa chcę wiedzieć gdzie jest moja rodzina, jeśli ją mam. Kto ze mną mieszkał, co się z tą osobą stało i jak wyglądało moje wcześniejsze życie. Zaczęłam płakać, a mój szloch roznosił się po jakimś znajomym placu z dala od bloku. Wiedziałam, że z tym miejscem są związane jakieś złe wspomnienia, ale co mi do tego, jeśli ich nie pamiętam. Rozchmurzało się, słońce świeciło na moją bladą twarz, uwielbiam słońce, jest śliczne. Daje życie i zatrzymuje czas, który prowadzi nas przez naszą długą wędrówkę donikąd. Szurałam butami o piasek, przypatrywałam się drobinkom złocistego piachu, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię, coraz głośniej i głośniej. Nie bałam się, poczułam jak wiatr mierzwił moje włosy opadające na oczy, przede mną stała jakaś postać, znajoma. Przyjrzałam się jej, a raczej temu chłopakowi, twarz i jego wnętrze było mi dobrze znane, a imię szybko napłynęło do mojej głowy "Elias".
-Co ty tutaj robisz? - zdziwiona zapytałam.
-Nawiedzam cię - powiedział skruszony - czy to dziwne?
-Nieco, dlaczego przyszedłeś?
-Zawsze na końcu twojej odpowiedzi jest pytanie - mówiąc to, usiadł obok mnie - Jak mówiłem nawiedzam cię, bo jestem ci winien wyjaśnienia. Ty wiesz, że umarłaś prawda?
-Eeee, właśnie mnie uświadomiłeś.
-No więc, nie ma osoby, która zna cię lepiej ode mnie, wiesz dlaczego?
-A co, zjadłeś mnie? - zadrwiłam
-Teoretycznie raczej tak. Wracając do tego, nic nie pamiętasz, bo zaczęłaś nowe życie. Oczywiście pamiętasz oczywiste rzeczy i też coś ci zawsze świta, jednak nie wiesz z kim mieszkałaś i tego typu. 
-Nie przerywaj...
-Ok, mieszkałaś z 83-letnią babcią, twój brat i rodzice zginęli w wypadku w zeszłym roku. Twoje zeszłe imię to Marise, obecne to Isabella, będę mówił ci Izzy. Masz 16 lat, wciąż możesz wybrać datę bycia nieśmiertelną. Jesteś ładniejsza, masz płynniejszy głos i więcej gracji niż miałaś.
-Co masz na myśli mówiąc, że jestem ładniejsza? - zapytałam, bo nikt mi tego nie powiedział - I czy mogę wrócić do dawnego życia, wiedząc o tym?
-Masz dłuższe włosy, są bardziej czarne i gładkie, a twoja skóra bez skazy jest delikatna.
Pokazałam mu swoją rękę z tatuażem.
-No prawie bez skazy - poprawił się - Oczywiście, że możesz wrócić do dawnego życia. Będziesz chodzić do szkoły, dorastać aż będziesz dorosłą kobietą.
-Chyba chcę zostać na zawsze już nastolatką. Ale jak będę miała 18 lat, tak jak ty, albo 17 jeszcze nie wiem.
-Masz sporo czasu.
Gadaliśmy chyba ze 2 godziny, zapadał już mrok. Dowiedziałam się o sobie wszystkiego. Mój ulubiony kolor to granatowy i biały, jestem wegetarianką i nigdy nie miałam prawdziwego marzenia, oraz nigdy się nie zakochałam. Problemy w szkole i dowiedziałam się wreszcie co stało się na tym placu, a później w jaskini. Reszta mniej ważnych rzeczy dotyczyła wyników w nauce, które były zadziwiająco wysokie, moich przekrętów z kosmetykami mamy. Wybryki z dzieciństwa były najciekawsze, szczególnie jedna historia, kiedy z bratem uknuliśmy kawał dla rodziców na prima aprlis, a sami w niego wpadliśmy. Eli wiedział o mnie wszystko, dał mi moje wspomnienia z wakacji w Londynie na koloni i nie tylko. Byłam mu wdzięczna najbardziej za to że opowiedział mi o świecie magicznym.
-Jak ci kiedyś mówiłem to jest zły świat bajek. Ty jako jedyne stworzenie masz miłość do innych, pomagasz, tak jak tej staruszce. Reszta to potwory, tak jak ja.
-Nie jesteś potworem, pomagasz mi - powiedziałam
-Jestem ci to winien, al.... 
-Jesteś moim przyjacielem, to co było nie ma znaczenia. Słyszysz, przyjaciela poznaje się w biedzie.
-Ale gdy przyjaciel ci biedy na pyta, świat staje się niesprawiedliwy - wyrecytował dalszą część wierszyka, którego nikt oprócz nielicznych zna.
-Zawsze był, ale nie wińmy za to świat, on się może zmienić, tylko...
-Tylko czas... - dokończył za mnie - On jest POTWOREM !! -krzyknął tak głośno, że echo rozbrzmiewało po całym placu.
-Nie mów tak, każdy ma w sobie trochę dobra, nawet jeśli dostrzegamy tylko złe strony - powiedziałam skruszona.
-"Jeśli ktoś uwierzy w dobroć czasu, nie da ci spokoju. Jeśli zło będzie ci w głowie tak jak teraz będzie cię prowadził". To stare, ale ludzie po teraz w to wierzą, ma to podobno jakiś sentyment.
-Mam deve, myślę że już o tym wie. - głos mi się załamał
-Skąd wiesz co to jest deve? No tak, ty to po prostu już wiesz.
-Czy ty mi czasem nie mówiłeś, że czas ma ludzki odpowiednik?
-Tak, wszystko ma.
-No to to coś mnie teraz szuka - powiedziałam niespokojnie
-To niemożliwe, nikt jeszcze go nie widział, bo zawsze jest u boku swojej przyrodniej siostry, widząc go twoje minuty się skończyły, a zostały tylko sekundy.
-No więc zostały mi tylko sekundy. Wiesz myślę, że czas na ciebie. Jeszcze się spotkamy, musimy cię przecież ożywić - zaśmiałam się - chyba nie chcę, żeby mój przyjaciel był martwy.
-To się nie uda.
-Nie wierzysz we mnie - wstałam - jeszcze się spotkamy
Nie wiem dokąd zmierzam, ale idę przed siebie. Zapomniałam powiedzieć mu o tym mieszkaniu w bloku. Jestem bezdomna, a w pobliżu nie ma żadnego mostu, zawsze mogę wrócić. Nie zrobiłam tego, to coś nadal mnie szuka, wiem to z deve. To jest tak jakby przychodziło ci coś do głowy, jakaś myśl, wiesz że ona jest na pewno prawdą. Wiem i już. Muszę się ukryć ale nie wiem gdzie. Do głowy przyszło mi to miejsce gdzie się dzisiaj obudziłam, jednak jest zbyt ciemno aby go teraz szukać. Było bardzo zimno i się zachmurzyło, za parę minut pewnie lunie deszczem. Spać, nie zasnę na powietrzu, zbyt zimno. Wreszcie usiadłam w jakimś parku na ławce, była cała popisana markerami i ponacinana nożami, przeważnie to są czyjeś imiona. Zamyśliłam się i spoglądałam na drzewa naprzeciwko mojej ławki. Byłam prawie pewna, że obok jednego z nich leży ogromna psia kupa, co jeszcze dziwniejsze parę kroków dalej postawiony był na to specjalny zbiornik. Ci ludzie..., teraz mówiłam ci ludzie, a jeszcze parę dni temu byłam jednym z nich. Z tego marzenia o psiej kupie wyrwał mnie jakiś przelatujący obok cień, przypominał konia. Rozejrzałam się, żadnego konia, ani widać, ani słychać nie było, znów cień przeleciał, tym razem widziałam na nim człowieka. Postać i jej wierzchowiec nie pokazali się już więcej.

***

Tak jak przewidywałam nie mogłam zasnąć, słońce już wschodzi, nie czułam zmęczenia. Nadal miałam ubraną sukienkę, chodziłam bez butów, jednak włosy nie były już tak niesamowicie ułożone jak wcześniej. Koło mnie przechodziły kobiety na porannym spacerze z psami, przeważnie to były yorki i husky. Ich dziwaczne imiona jak Truskawek czy Lilitka, dodawały mi dobrego humoru, nie na długo. Sytuacja, w której się znajdowałam, była dość przykra. Bez pieniędzy, butów, kurtki, a zbliżały się bardzo zimne dni. O dziwo, coś mi mówiło, że ktoś mi to wszystko da. To tylko przedmiot, prawdziwym zmartwieniem dla mnie była moja przeszłość. Nigdy się nie zakochałam i po teraz nie miałam marzeń, czy jeszcze będę miała szansę założyć rodzinę w wieku 16 lat, przed nieśmiertelnością, nie chcę się zakochać na wieczność, wystarczy tylko kila minut, żeby poznać uczucie. Odkryłam moje marzenie, zakochać się. Tylko w kim, w tym chłopaku co mnie ostrzegał? Nie to niemożliwe, już nigdy go nie spotkam, albo w Eliasie? Hmmm, może kiedyś, jak na razie się tylko przyjaźnimy. Do tej pory na pewno już kogoś poznam, mam nadzieję. W tym momencie muszę znaleźć jakieś miejsce, powiedzmy zamieszkania. Musi być darmowe i ciepłe. Gdzie tu takie znaleźć jak bez pieniędzy jesteś nikim w tych czasach to nie nowość. Nawet nie zauważyłam jak zaczął padać deszcz. Zupełnie przemokłam do suchej nitki, zaczęłam się trząść z zimna, park opustoszał. Byłam samotna, mimo Eliasa, nadal czuję się samotnie. Wstałam, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu, znów szłam przed siebie, w tej okolicy jeszcze się nie znajdowałam, to pierwszy raz i mam nadzieję ostatni. Obok mnie przechodzili sami pijani mężczyźni, śmiejąc się ze mnie, a najbardziej z braku butów. Wystarczyły tylko zwykłe klapki, albo jakieś używane sandały, wszystko tylko nie gołe stopy. Beznadziejność gościła w mojej głowie, wtedy zauważyłam, że ktoś się mi przygląda, to ten sam chłopak, który był pod blokiem, spojrzałam na niego, on odwrócił wzrok i wszedł do pobliskiej knajpy. On coś ma wspólnego z tym wszystkim, tylko co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz