sobota, 5 października 2013

Rozdział XV - Bloody Book

Otwarta księga, tyle niezrozumiałych słówog, dziwnych zdań, braku sensu. Chwilowe streszczenie mojego umysłu wyglądałoby właśnie tak. A co jeśli kiedyś obudzę się i przestanę już być samotna? Jeśli zapomnę o utracie rodziny, o miłości? Będę bezużyteczna, już jestem... .
-Wszystko w porządku? - zapytał
- (NIE, NIE, NIE, NIE) Tak, w porządku - powiedziałam lekko się uśmiechając
-Chcę ci coś pokazać 
-Znowu? - zaśmiałam się
-Tak
Po chwili znajdowałam się na brzegu wysokiego klifu patrząc za zachód Słońca. Ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie, poczułam lekki dreszcz. Pocałował mnie, tak m ocno.
Upadłam....
"-Pamiętasz mnie? Oczywiście, że tak."
"Patrzyłam jak złote okrągłe drzwi otwierają się, czego się można spodziewać tam w środku? Było...nic? Na środku komnaty stał ogromny głaz a na nim leżała książka. Znajoma mi okładka, lecz nigdy wcześniej takiej nie widziałam. A może tak tylko mi się wydaje? Chęć przeczytania choć jednego słowa była zbyt duża, nie mogłam się oprzeć. Wchodząc do środka drzwi zamknęły się. Poczułam się jak w podziemiu, jak w piekle. Wiem, że to miejsce nie jest ani jednym, ani drugim. A jeśli tak, to i tak największe pragnienie tkwiło w słowach zapisanych na kartkach, które sobie przede mną leżały, tak po prostu, krzyczące do mnie "Przeczytaj! Choć jedno słowo, przeczytaj.." Kusiło, tak bardzo....otworzyłam księgę i zaczęłam czytać...Już po pierwszym zdaniu litery zmieniły kolor na złoty, a jama, stała się ogromnym skarbcem ze złota. To nie miało znaczenia, ważne tylko to co skrywa w sobie księga. Pierwsze zdanie: Potęga nie jest siłą słów, lecz wiarą w swoje czyny. Drugie: Jeśli zapragniesz władzy pamiętaj, nie jest ona kwestią siły, tylko umiejętnością władania. Trzecie: Zagłębiając się w teorię CZERWONEJ KSIĘGI, stajesz się nie tylko własnym bogiem, ale także władasz każdą kroplą krwi przelaną za ciebie.
CZERWONA KSIĘGA, JA, ŚMIERĆ, JA, POSŁANIEC, JA, KREW, JA, ON, JA,WŁADZA, JA, SIŁA, JA, POTĘGA, JA, ZABIĆ...ZABIĆ MNIE..."
-Izzy, Izzy, żyjesz? - Silvere krzyczał i trząsł moim ciałem.
-Jeszcze tak - zaśmiałam się
Podniosłam się i usiadłam na skałach, podążył za mną.
-Co zobaczyłaś?
-Nic (wiem, że to nie prawda, ale tak coś czuję, że nie powinnam mu mówić o tym co widziałam) - urwałam
-Nic? Naprawdę? Bo coś tak czuję, że jednak...
-Nie chcę do tego wracać
-W porządku, ale jeśli to coś ważnego...
-Nie...

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział XIV - Najpiękniejsza

Od tajemniczych odwiedzin Silvera minęły już dwa tygodnie. Wciąż rozpamiętuję tę straszliwą noc z nadzieją, że kiedyś w końcu o niej zapomnę. Rany są już zupełnie zagojone, ściągnięto mi bandaże. Przechadzając się po korytarzach słuchałam krzyków. Wiele osób wołało o pomoc, chciałam pocieszyć, ale gdy tylko zbliżałam się do drzwi pielęgniarki zamykały je. Widocznie nie tylko ja byłam samotna, oni też nie mieli nikogo kto by ich odwiedzał. Skierowałam się na salę rehabilitacji, aby rozmasować mięśnie. Czułam się dziwnie, jakbym była nie w tym ciele co trzeba.
Docierając na miejsce, dostałam szoku. Pomieszczenie było ogromne, jednak różniło się w zupełności od całego szpitala. Kolorem ścian nie był biały też czerwony. Wokół było pełno kwiatów i dużych okien. Nikogo nie było widać, ale słychać było rozmowy wydobywające się z kabin dla pacjentów. Przechodząca opiekunka zauważyła mnie i bez słowa zaprowadziła w inną część sali. Ta była bardziej ponura i mniej przytulna. Kiedy zamknięto mnie w kabinie poczułam dziwny skurcz w żołądku, znajomy. Usiadłam na twardym leżaku i cierpliwie czekałam na masażystkę. Nawet nie wiecie jak bardzo się zawiodłam kiedy do ciasnej kabiny wszedł mężczyzna. Byłam spięta, bo normalnie nikt o przeciwnej płci mnie nie dotykał, prócz ojca, zapominając o Silvere siedzącym zbyt blisko trzymającym moją dłoń. Lekarz odwrócił się do mnie, tak że nasze oczy się spotkały. O mało nie spadłam z leżaka, wszędzie poznam te oczy. Te piękne bursztynowe oczy, wystarczy tylko raz w nie spojrzeć i obdarzasz Go zaufaniem.
-Co tu tutaj robisz? - zapytałam szeptem - Przecież nie jesteś masażystą.
-Wiem, ale kto powiedział, że źle masuję? - zapytał Silvere
-Nie dotykaj mnie! Nie pozwalam ci. - powiedziałam i odsunęłam się do samego konta.
-Uspokój się. Nie mam najmniejszego zamiaru. Przyszedłem cię stąd zabrać. Rozumiesz? - zapytał
-Ale ja chcę tu zostać. Chcę być zdrowa i zrobić wreszcie co do mnie należy - warknęłam
-Każdy głupi wie, że nie masz na myśli tego o czym się domyślam. Niby co chcesz zrobić?
-Wypuść mnie! - krzyknęłam i na sali zaległa cisza, usłyszałam kroki i zamknęłam oczy czekając aż ktoś wreszcie go stąd zabierze. Potworny (piękny) oszust!
Zrobiło mi się cieplej, nie stałam już na tej zimnej posadzce, lecz leżałam na czymś twardym, ciepłym. Słyszałam bicie serca, ale nie mojego. Bałam się otworzyć oczy...
-Nie bój się - zaśmiał się Silvere - U mnie nic ci nie grozi
Na dźwięk słowa "U mnie" otworzyłam oczy i jak oparzona przeturlałam się na plecy. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że na nim leżałam.
-Coś ty zrobił - zapytałam przez zaciśnięte zęby.
-Przeniosłem nas w bardziej odpowiednie miejsce, a dokładniej do mojego wymiaru. Może pora, abyś się wreszcie dowiedziała prawdy. Bo ta którą znasz to tylko jej mała część. Ale może najpierw cię oprowadzę.
Podniósł się i wyciągnął do mnie rękę, oczywiście ją odrzuciłam. Mocno tego pożałowałam, bo moje mięśnie trochę osłabły i nie byłam w stanie się sama podnieść, więc zamiast po prostu przyjąć jego dłoń, musiałam się poddać i dać mu się podnieść. W chwili kiedy ujął całe moje ciało, na twarz wyskoczył mi rumieniec, chciałam go zakryć włosami, ale gdy zobaczył co próbuję ukryć uśmiechnął się i odsłonił moją twarz spod burzy poplątanych włosów.
-Tak wyglądasz lepiej - szepnął mi do ucha.
Postawił mnie na nogi i pozwolił się dookoła rozejrzeć. Niebo, nie było niebem tylko fioletowo niebieską poświatą. Stąd można było zobaczyć każdy najmniejszy szczegół Jowisza i Saturna. Było to niesamowicie piękne. Krajobraz był równie malowniczy, wokół było pełno lasów i łąk wypełnionych nieziemskimi kwiatami. Jedyny budynek jaki widziałam to czerwono-zielona chatka. Bardzo skromnie wybudowana. Byłam zachwycona jego wymiarem, posłałam mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
-To teraz może poznasz moją wyspę bardziej - chwycił mnie za rękę i prowadził w głąb puszczy.
-To jest wyspa?
-Każdy może stworzyć świat jak chce. Postawiłem na wspomnienia z dzieciństwa, no wiesz matczyne ciepło. Jest tu każdy szczegół, zaczynając od podobnego domku, może nieco bardziej wyposażonego, kończąc na moim drzewie, które jest całe w wyrytych krechach od mojego noża. Z resztą pokażę ci wszystko. Co chcesz zobaczyć najpierw?
-Nie ma tu Słońca, dlaczego?
-Bo ja nim tutaj jestem.
Nie mogłam powstrzymać się aby na niego spojrzeć.
-Chcę, żebyś mi pokazał najpiękniejszą istotę jaka stąpa po twoich ziemiach.
Zamyślił się - Skoro tego właśnie chcesz.
Prowadził nas w głąb puszczy wciąż zerkając ma moją twarz. Zastanawiałam się co jest tym pięknem. Może to jakiś ptak lub tygrys...
-Już bardzo blisko, zostań tu. Zaraz będę - poszedł na przód.
Wrócił po kilku minutach trzymając srebrny woreczek, tym razem wcale się nie uśmiechał. Przystanął obok mnie. Otworzył woreczek i wyspał biały proszek na piaskową ścieżkę. To co działo się w tej chwili po prostu nie da się opisać. Ziarenka zaczęły się podnosić ku górze i wciąż się mnożąc tworzyły, malowały na powietrzu. Przede mną już stało srebrno złote lustro. Silvere chwycił moją dłoń i szepnął mi do ucha.
-Naprawdę chcesz to zobaczyć?
Pokiwałam niepewnie głową, nie wiedziałam czego się spodziewać po zdenerwowanym Silvere i stojącym lustrze w środku lasu. Podeszliśmy to przedmiotu i nic nie było widać prócz nas stojących i trzymających się za ręce. Byłam tak ciekawa, że nie zauważyłam momentu kiedy stanął za mną i odgarnął moje włosy z szyi.
-I co? Gdzie ta istota?
-Właśnie na nią patrzysz - powiedział niepewnie - To ty tutaj jesteś najpiękniejsza.


poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział XIII - Będzie lepiej, obiecuję...

Budzę się w ... szpitalu. Wszystkie moje rany są zabandarzowane, ale i pewnie też zszyte. Nie mogę nawet zmarszczyć nosa. Jest mi niewygodnie i nawet nie chcę sobie przypomnieć poprzedniej nocy, choć na pewno nigdy nie zapomnę. Ciekawa jestem tylko kto zostawił po sobie ślady na mim ciele.
Za drzwiami słyszę protestujący głos, czyżby ktoś chce mnie odwiedzić? Ale, kto?
-Jest w bardzo złym stanie, odwiedziny są zakazane. Bez wyjątków. - ostry kobiecy głos przemawiał do osoby, która chciała mnie odwiedzić.
-Rozumiem - powiedział, znajomy mo głos - W takim razie, czy mogę poczekać przed drzwiami? - zapytał, teraz już nie mam wątpliwości Silvere.
Nie nie możesz, nie masz prawa mnie odwiedzać. Ja nie chcę na ciebie patrzeć! Odejdź! Odejdź!
-W czym problem? - zapytał inny mężczyzna.
-Chciałbym wejść do sali, aby odwiedzić Isabelle Norttem. Niestety ta piękna kobieta nie pozwala mi na to.
-Muszę cię poinformować.....
Zasnęłam i pozwoliłam raną się zagoić. Mam wrażenie, że to się skończyło, a ktokolwiek mnie tutaj przyprowadził chce mi pomuc. Muszę wiedzieć kto.

 Wczesyn rankiem obudziłam się, lecz wciąż mam wrażenie, że jestem w stanie przespać ze 100 lat. Jednak do otrzeźwienia umysłu potrzeba jedynie siedzącego przy moim łóżku Silvere, wpatrującego się w moje oczy. Próbuję unieść głowę, ale nagle poczułam dziwne ukłucie, więc z krzywą miną wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony widząc moją minę
-Nigdy nie będzie dobrze, nie wystarczająco.... - zaczynam kaszleć, a z ust poleciała mi krew.
Wziął leżącą na zielonej metalowej szafce bawełnianą chustkę i wytarł mi twarz,to nawet miłe z jego strony. Ale i tak go nienawidzę, ośmieszył mnie przed tyloma ludźmi. Już podniosłam rękę, żeby zadzwonić po pielęgniarkę, jednak Silvere mnie ubiegł i odłączył telefon z prądu.
-Czemu? - wyszeptałam
-Nie mogę tu wejść, nikt nie może. Jak mnie tu zauważą, to już nie wpuszczą.
Po co? Nie chcę cię tu! To chcę mu powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta...
-Nic nie mów, wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie wolałabyś, żeby siedział tu z tobą Elias albo Jo. Musisz jednak zrozmumieć i spojrzeć prawdzie w oczy, że to ja cię uratowałem. To ja cię tu przyprowadziłem, nie ukrywam cię w jakimś starym motelu i nie próbuję opatrzyć ci ran, mimo że gówno o tym wiem. I to ja tu z tobą siedzę, nie oni, ja.
-Popełniłeś błąd - wyszeptałam, strasznie bolały mnie płuca od ciągłego bicia, chcę aby wreszcie ktoś się tu pojawił - Od miesięcy próbuję się zabić.
Nie potrafię spojrzeć mu w oczy, jest mi po części wstyd.
-Co? - pyta gwałtownie patrząc się w stronę drzwi, boi się pielęgniarek, nie chce stąd wyraźnie wychodzić. Chce być ze mną. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się narażasz. Po śmierci nie zaznasz spokoju, czeka cię jeszcze większy ból niż przeżyłaś wczoraj.
Przełkłam slinę, boję się. Tak bardzo, że zaczynam płakać. Łzy spływają mi po policzkach, a ja ukrywam twarz w dłoniach. Nie chcę żyć, ile jeszcze się trafi takich osób, które będą mnie bić, katować. Nie zdają sobie sprawy, iż mam blokadę w umyśle i nie panuję nad swoimi myślami, ani czynami, jestem jak maszyna do zabijania.
-Nie mam po co żyć, nie chcę nieśmiertelności, myśląc o tych samotnie spędzonych godzinach w jakimś zamku w zamian za okrucieństwa jest mi niedobrze. Muszę krzywdzić ludzi, zadawać im ból, ja-ja nie dam rady - mówie przez łzy - Wolę spędzić wieczność w bólu, niż skrzywdzić jakąkolwiek żyjącą istotę. Zastanawiam się po co mi ten "dar", skoro tajemnica tkwi w czymś zupełnie innym.
Podnoszę wzrok, Silvere siedzi tuż obok mnie, a w jego oczach widzę wahanie.
-Nie jesteś zupełnie sama, zawsze możesz mieć przy sobie popapranego dupka, który zepsuje każdą chwilę twojego życia - widząc mój pytający wzrok, dodaje - mogę czytać w myślach. To jak? Dobrze wiesz, że to ci wszystko ułatwi.
-Ostrzegano mnie, właśnie przed tym. Każdy chce być moim przyjacielem...
-Wiem, ja nie muszę znać sekretu, bo mi na nim niezależy. Ja już swoje wygrałem - kładzie swoją dłoń na mojej, to miłe - i zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie doświadczyła żadnego bólu. Abyś wygrała nieśmiertelność...
-Nigdy, nigdy nikogo nie zabiję - łza kapła mi na prześcieradło - nigdy- wyszeptałam.
-Nie bój się - zaciska swoją dłoń na mojej, czuję jego siłę i determinację - Obiecuję, wyjdziesz z tego.


czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział XII -Ból

Ta noc była dziwna. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, mimo iż jestem tu tylko ja. Rana na ręce, zamieniła się w gruby strup i nadal śmierdziała krwią. Co ja bym dała za kawałek plastra i nawet kroplę propolisu (uzyskuje się go od pszczół, działa podobnie jak woda utleniona, babcia zawsze miała tego pełny zapas). Kamień, na którym leżałam zaczynał się powoli wrzynać mi w tyłek, więc nici z drzemki.
Po głowie wciąż chodził mi obraz uciekających ludzi. Presja jaką czułam, stała się nie do wytrzymania. Poczucie winy dobijało mnie tak, że po raz kolejny miałam myśli samobójcze. Postanowiłam wyjść z groty, zanim się zorientowałam, iż nie mam pojęcia jak tu trafiłam i gdzie jest wyjście.
Za ścianą usłyszała ruch, więc zabrałam zakrwawiony nóż z podłogi. Rękojeść wysadzana diamentami była bardzo wygodna, więc porywacz z pewnością jest dobrze wyszkolony i potrafi się obsługiwać wieloma mieczami na raz. Były one niezwykłe, ostrza miały wykrzywione podobnie jak hak, zrobione ze srebra z wysadzaną diamentami rękojeścią. Mam wrażenie, że kiedyś widziałam podobny.
Napastnik zbliżał się do mnie, zaczynałam się bać. Całe moje ciało było mokre od potu, skryłam się za dużą skałą i wyciągnęłam przed siebie nóż w razie kiedy będę musiała interweniować. Uniemożliwię mu dalsze poruszanie się....zabiję Poczułam się okropnie, jak mogłam o czymś takim choć pomyśleć. Nie powinno mnie tu być.
Jestem potworem…
Jestem potworem…
Jestem potworem….
Jestem potw.....

Przez przypadek ostrze wypadło mi z rąk i narobiło niezłego hałasu. Ktoś w tym momencie wpadł do podziemnego "pomieszczenia", w któym się znajdowałam. Ciężko oddychał, więc domyślam się, że to mężczyzna.
-Co do..... - urwał - Cholera! Gdzie ty jesteś?! - szepnął - Wiem, że gdzieś tutaj - podnisł głos - I tak cię znajdę, a wtedy będę cię torturował puki nie zdradzisz mi swojego hm, sekretu...
Ręce zaczęły mi się trząść, on chce mnie zabić. Delikatnie próbowałam podnieść nóż z kamiennej podłogi, niestety bez skutku. Rana zaczęła mnie piec, znów krwawić, ledwo powstrzymałam się od syku. Oparłam się o kamień i tego mocno pożałowałam bo z moich ust wydarł się krzyk. Kamień był na tyle ostry, że przebił mi rękę. Płakałam z bezsilności, ból rozrywał mnie od środka.
Mężczyzna podbiegł za kamień i wyciągnął swoj nóż, raniąc moją nogę. Czułam się jak śmieć, każdy mógł mi zrobić krzywdę, zabić mnie. Najgorsze jest to, iż uważałam, że to mi się należy. Wszystko mnie piekło, powoli się wykrwawiałam, on nadal mnie ranił, krzycząc:
-Teraz musisz już coś powiedzieć, inaczej zrobię to znów - i faktycznie, znów ciął mi skótę, a wokół plama krwi się powiększała.
-Nie - mówiłam przez łzy - Przestań, proszę....-krzyk
Trwało to długi czas, kiedy moje ciało zaczęło się poddawać. Pragnęłam śmierci, chciałam się nigdy nie narodzić. To wszystko, to pragnienie władzy. Ja tego nie chcę, wolę umrzeć niż ranić ludzi..
Zabij mne, proszę to moje jedyne życzenie.
Krzyk, być może mój. Nie, zaraz poczułabym, to ktoś inny. To ten mężczyzna, ktoś go zabija. Dlaczego..on mógł się mnie wreszcie pozbyć. Ktoś bierze mnie na ręce, a ja wyczuwam znajomy zapach i zastanawiam się, ile jeszcze będę musiała przeżyć, aby zginąć...

środa, 3 lipca 2013

Rozdział XI - Dlaczego...

Trudno opisać jak się teraz czuję. To co się tam stało, albo to co ma się stać zmieniło mnie zupełnie. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam w sobie siłę, nie fizyczną, lecz mentalną. Czyny, których dokonałam, wpływały na życie, moje. Każde zerwanie jesiennego liścia, oddech, zmienia historię. Muszę, muszę zmienić wszystko. Zatrzymać nie jedno serce, zniszczyć nie jedną miłość. Zamknąć wszystko co dobre. Ale najgorsze, to klątwa, związała moje ciało, umysł. Zabić, każdego kto mnie powstrzyma.
 Żadnych przyjaciół, uczuć, rodziny, liczy się tylko zadanie i cel - Ona.
Nikt nie dowie się co tak naprawdę tam zaszło, sama nawet nie wiem. Związana, przymuszona, zaczynam bitwę o ludzi.

                                                 ***

Przechodząc przez bramę miasta Rosselwood miałam wrażenie, że cofam się do czasów dzieciństwa. Wokół było pełno wiśni, huśtawek i skaczących dzieci. Aż przykro patrzeć na coś co trzeba zniszczyć, bowiem częścią zadania jest zrównanie tego miejsca z ziemią. Oczywiście, nie myślcie o mnie źle, zanim to zrobię ewakułuję każdego przyzwoitego mieszkańa, poza jednym. Celem jest obecnie ukrywający się potomek Księcia Emanuela, mający możliwość odczytania Czerwonej Księgi. Musi rzecz jasna zginąć, bo tylko jedna osoba może ją odczytać, niestety nie wiem kto. Tak więc, wchodząc po schodach na zachodnią wieżę kościoła, aby zadzwonić Dzwonem Wolności i ogłosić alarm. To jednak nie jest takie proste, alarmując miasto, mężczyzna również ucieknie i z spustoszenia będzie nici. Z zimną krwią i zbyt dużą pewnością siebie wypowiadam następujące słowa:
                    "Moc ducha wołam,
                      Przywołaj swe armie,
                      zgładź to miejsce
                      ogniem piekelnym"

W tym momencie, wypowiadając re słowa uświadomiłam sobie, że to nie Ja. Czuję się ograniczona, jakby ktoś manipulował mną jak marionetką. Przed oczami miałam uciekające matki z dziećmi, krzyk dorosłych mężczyzn i palące się domy. Zrobiłam najgorszą rzecz, niegodną człowieka, którym nie jestem. Potwór, nizasługujący na życie, to moje prawdziwe oblicze.
Obok katedry mieściła się zabytkowa studnia z niewielkim otworem, zabezbieczonym przed dziećmi. Można "wejść" do środka tylko z góry.
Tylko Moja Śmierć powstrzyma czas zagłady, jaki jest moim zadaniem. Nie mogę pozwolić sobie i osobą mną manipulującym na jakiekolwiek zagrożenie, muszę zginąć.
Stanęłam na progu okiennicy wieży, chciałam się rzucić na studnię, aby nabić się na drewniany kołek. Już miałam to zrobić, odliczałam...
Raz....
Dwa...
Trzy...
Odepchnęłam się od ściany i poleciałam w dół. Jednak nie skończyłam tak jak chciałam, ktoś mi na to nie pozwolił. Z pewnością nigdy nie dowiem się kto za tym stoi, bo w tym momecie rozbolała mnie głowa, zaczęły piec oczy i dostałam drgawek. KOLEJNA WIZJA.
Wokół otaczały mnie białe drzewa i cztery ścieżki, które się krzyżowały. Północną podążała kobieta, a na jej końcu ktoś stał. Wyciągła nóż i przebiła postaci serce. Pod jej nogami była kałuża krwi, odsłoniła kaptur i miała się odwrócić, ale....
Obudziłam się w starej jaskinii, oprócz mnie nikogo nie było, widocznie ktoś musiał mnie tutaj przynieść. Chwilę mogłam się zastanawiać kto, lecz uświadomiłam sobie, że w ręku trzymam nóż i pprzystawiam go sobie do brzucha. To znak, ścisnęłam mocniej rękojeść i rozciełam sobie rękę. Poczułam piękoący ból, zakrwawiona zasnęłam.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział X - Śmierć

Prowadził mnie teraz do złotych drzwi, przed nimi stał brązowy pegaz z kluczem. W momencie, gdy podeszłam do drzwi i magiczny koń włożył klucz  do zamka, przeniosłam się w o wiele mroczniejsze strony. Każdy normalny od razu określił by to pomieszczenie jako ciemne, ja jednak wchodząc tu przypomniałam sobie najmroczniejsze momenty mojego życia. Między innymi, wiadomość o śmierci rodziców, brata, zaginięcie babci. Znajdowałam się teraz w sali balowej zamku, na środku stały 3 trony, na najwyższym siedziała kobieta w czerwonej pelerynie, na drugim siedział chłopak bawiący się ostrzem, najniższy stał pusty, jakby na kogoś czekał.
-Witaj Isabelle Norttem - powiedział chłopak z francuskim akcentem - Oto progi naszego zamku, mamy nadzieję, że ci się spodoba. Ja jestem Silvere Melahburn, my się już znamy czyż nie?
-Nie przypominam sobie - grzebałam w swoich myślach, ale w żadnej nie było złotowłosego chłopaka z irytującym uśmieszkiem.
-Ach jaka to szkoda, ale na szczęście ja pamiętam. Jeśli chcesz przypomnę ci.
-Hmmm, nie wyrażam takiej ochoty.
-Dobrze więc, pierwszy raz spotkaliśmy się pod jakąś ruderą, nie pamiętasz? W twoim śnie, widziałaś mnie wtedy jako dziecko, spoglądałaś na mnie tymi swoimi dużymi zielonymi oczami spod poplątanych włosów i prosiłaś mnie abym cię zabrał ze sobą, miałaś wtedy 6 lat. - wstał z krzesła i podszedł do mnie, cofnęłam się o dwa kroki - Drugi, był podczas twoich 11 urodzin, stawałaś się wtedy bardziej kapryśna i poprosiłaś, żeby twoja matka zaprosiła swojego, hmm wcześniej nazwałaś mnie przyjacielem, ale dla niej byłem kimś więcej. Cieszyła się, że możesz mnie zaakceptować. A teraz widzimy się po raz kolejny, muszę ci powiedzieć, że wyładniałaś.
-Cały czas brałeś aktywny udział w moim życiu, tak?
-Nazwałbym to raczej wtrąceniem z polecenia, ale jak sobie chcesz.
-To dlaczego nic nie pamiętam, co zrobiłeś, że sobie nie potrafię przypomnieć. W jedenaste urodziny przecież byłam w cyrku z bratem.
Stał jak słup soli, bał sie nawet zaczerpnąć powietrza, moją uwagę przykuła postać w czerwonej pelerynie, tym razem ona wstała i podeszła Silvere i mnie. Wyciągła nóż z jego dłoni i poderżneła mu gardło. Cała marmurowa posadzka była w krwi. Z moich ust wydobył się krzyk.
-Chodź za mną - powiedziała kobieta.
Szłyśmy bardzo długo, ciasne korytarze z zdjęciami paryskich ulic nie pasowały do reszty wnętrza. Podłoga zrobiona z ciemnynych kamieni i ściany pomalowane czarną farbą wogóle nie kontrastowały z obrazkami.
Na końcu dziwnego korytarza były drzwi, otworzyła je i zaprosiła mnie, abym poszła dalej. Zaproponawała mi fotel i usiadłyśmy.
-Jesteś niespokojna. - stwierdziła.
-No.
-No weź, opowiedz mi coś o sobie, coś czego nie jestem pewna, czego nie wiem.
-Chodzi ci o mój sposób bycia?
Zaśmiała się  - Może być.
-Naprawdę? Raczej nie uważam tego za zbyt interesujące...
Przerwała mi - Oj wierz mi bardzo, jak dołączysz do nas też ludzkie życie będzie cię intrygować.
-A mam?
-Jeśli wypełnisz zadanie, dostaniesz miejsce u mego boku, jako Anioł Ciemoności.
-Wolę zostać.. - widząc jej minę spoza kaptura dodałam - To co to za zadanie?
-W swoim czasie, najpierw powiedz mi czy to bardzo boli? Jak bardzo cierpisz....samotnością. Słyszałam, że masz adoratora. Elias, znam go. Obdarowałam go darem walki, kiedyś też był moim przyjacielem, lecz kiedy dowiedział się czym jestem przestał się mną ineteresować. No wiesz, kiedy widzi, że wokół niego jest zbyt durzo zamieszania, ucieka. Cały El, gdy dowiedział się o twoim wypadku nie ma go już w okolicy...
-Nieprawda!Pewnie sie martwi. - sama siebie oszukuję.
-Tak? A to niby czemu jest tak blisko a jeszcze cię  nie odwiedził?
-Jest tutaj?!
-No jasne, gdzieś musi być.

                                      ***

Wchodziłam przez szklane drzwi do sali balowej, ubrana w czerwoną długą suknię, ciągnącą się po podłodze i czarne pantofle, które znalazłam  w gabinecie wraz z liściekem (długa historia). Mój pierwszy bal.
W okół było pełno tańczących par, inne dziewczyny miały równie piękne suknie co ja, lecz jedna się wyróżnaiała. Miała ją partnerka Silvere, zamiast czerwonych sukien, które wyraźnie są obowiązkowe, założyła najpiękniejszą fioletową suknię jaką kiedykolwiek widziałam. Mocno upięta w pasie i "rozłożysta" w biodrach. Trudno sobie taką wyobrazić, więc lepiej zobaczyć.
Przed oczami mignęła mi jakaś postać, ubrana w schludny biały garnitur, Elias.Chciałam go zawołać, ale był już za daleko i tańczył za jakąś ładną dziewczyną.
Po zakończonej piosence wszyscy usiedli do swoich stolików, każdy miał parę u boku, tylko nie ja. Także usiadłam w pustym stoliku. Kelner podał mi wodę i słuchając muzyki obserwowałam El bawiącego się ze swoją partnerką.
Do sali nagle wszedł Joel ze swoją siostrą u boku, szczerze gdyby nie to, że jest jego siostrą, to byliby ładną parą. Puścił mi oczko i zajął stolik obok Silvere.
Powróciwszy na parkiet, obserwowałam jak z gracją poruszali się ludzie. Gdy ktoś podszedł do mnie spuściłam wzrok, tylko nie to!
-Zatańczysz - zapytał Silvere, nic nie odpowiedziałam - No chodź, chyba nie będziesz cały wieczór tutaj siedzieć.
-Właściwie to mam - mruknęłam
-Świat się nie zawali jeśli ze mną zatańczysz, hm? To jak będzie?
-Nic nie będzie, nie umiem tańczyć - zawstydziłam się i wyszedł mi rumieniec na policzki.
-Dobra - wziął mnie na ręce i z zaskoczenia wydałam pisknięcie - Naczuczę cię -szepnoł mi do ucha.
Postawił mnie i ułożył moje stopy na swoich i tańczyliśmy! Naprawdę tańczyłam i to jakiegoś walca, czy coś w tym rodzaju. Uśmiechłam się do niego, mój pierwszy normalny taniec, z nienormalną osobą (w mojej głowie brzmiało to lepiej).
-Nie sądziłam, że to takie łatwe - szepnełam do niego.
Zaśmiał się - Bo nie jest, spróbój sama - zdjął moje nogi ze swoich - No tańcz
Czy to co wyprawiałam było tańcem, deptałam no każdym kto mi się nawinął, wymachiwałam rękami, a w tle słychać było śmiechy i drwiące szepty, każdy się ze mnie śmiał, nawet Elias, Silvere.
-Zrobiłeś to specjalnie - powiedziałam i pobiegłam z łzami w oczch do wyścia.
Czułam się okropnie, drwił tam ze mnie każdy, coraz głośniej i głośniej. Sądziłam, że wypadłam na dwór, lecz tam tylko było tak zimno. Przed oczmi miałam, Śmierć.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział IX - Inny Wymiar

Przede mną stała blada postać, ubrana w białą szatę z kruczoczarnymi włosami. Nie byłam w stanie zidentyfikować płci przez otaczające mnie śwaitło. Wtedy postać przemówiła.
-Znów się sptotykamy - usłyszałam męski głos - Lecz tym razem pozwoliłem ci mnie spotkać. Pozwól, że odpowiem na kilka twoich pytań. Z pewnością chcesz wiedzieć kim jestem, no więc ja to Czas, tak ten który cię "szuka", choć nigdy nie zgubił.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam skruszona
-W moim wymiarze, musiałem spowodować twoją śmierć, abyś mogła tu być. Nie bój się wrócisz do swojego nudnego życia jak tylko załatwię kilka spraw. Więc zacznijmy od kwestii pytań.
-Mam tylko jedno...dlaczego jestem medium?
-Spodziewałem się wszystiego, ale nie tego, bo widzisz tutaj nie mam nad ludźmi władzy, dlatego też ich tu nie wpuszczam...
-Dobra, nie musisz się mi spowiadać - rzuciłam
-Myślisz, że obchodzi mnie twoja opinia?
-Widocznie tak, jeśli tu jestem - Booże, jaka ja jestem arogancka...
-Jesteś medium - zmienił temat - bo ja tak chciałem. Widzisz, moja siostra obdarzyłam nie darem, który pozwala mi zmnieniać ludzi, którymi już nie są. W zamian za przysługę, muszę, a raczej ty musisz spełnić jedno trudne zadanie. Nie mam pojęcia na czym ono polega, zdradza je ona tylko wykonawcy.
-Więc dlaczego ja?
-Tym razem to ona cię wybrała. Uznała, że dobrze będzie mieć przy sobie dziewczynę, która nie ma czym się przejmować, bo nic nie ma. Ustalono to w dniu twoich narodzin, całę twoje życie, jeśli chcesz...
-Nie - zaprotestowałam - Czyli wiecie wszytstko co się ze mną stanie, co się stało.
-Tak i nie, bo medium to najpotężniejsza istota w całym Shadoww, naszym świecie. Tylko tej rasy nie można kontorlować, stopniowanie przemiany zależy od ciebie, jeśli będziesz chciała mieć wizję to ją masz, jeśli chcesz poznać historię ludzi lub przewidzieć co się stanie to to zrobisz. Początki są najgorsze, ból, narastająca enegria itd. Nie da się ciebie zabić, bo nie chcesz umierać, dlatego tylko zginiesz popełniając samobójstwo, bo...
-Ja tego chcę - dodałam
-Właśnie, życie twoje, innych, szczególnie to jak się potoczy zależy od ciebie. Ona tylko je zabiera, a ja mam w tym mały wkład, No wiesz, mogę zmienić bieg historii bardziej efektownie niż ty i inne, ale najgorsze, że stworzyłem coś, silnejszego od śmierci.
-Tym czymś jestem ja - wyszeptałam -  Ile nas jest?
-Troje, oprócz ciebie, było troje. Miesiąc temu kobieta w średnim wieku nie wykonała zadania i zginęła. Po prostu nie dała rady. Jest jeszcze chłopak, ma 13 lat, na razie czekam na odpowiedni moment, aby jego też w to wciągnąć. No i trzecia osoba, 891 letni chłopak, wygląda na 19, wykonał jak na razie jedyny zadanie. Nikt nie wie co to było, ale zginęło przy tym 800 000 osób.
-Co?! Ja nie potrafię, nie zrobię - histeryzowałam
-Uposkój się - warknął - każde zadanie jest inne. Choć ono zmieni wszystko.
-Kiedy go dostanę?
-Wkrótce, ale najpierw muszę wyjaśnić ci zupełnie wszystko.
-Czy będę musiała zrobić to sama?
-Oczywiście, że nie. Masz pomoc z zaświatów, duchy, mnie, Eliasa...
-On może mi pomóc?!
-No przecież jest duchem, może. Zwłaszcza, że do tej pory był ci najbliższy..choć na peowno nie teraz.
-Dlaczego tak myślisz, JEST MOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM! - nieco sztucznie to zabrzmiało - Po co mi to mówisz, do czego zmnierzasz?
-Joel, mój stary znajomy, przestaje ci być obojętny....hm?
-Nie, on mi tylko pomaga.
-Tak samo jak El jest twoim przyjacielem, zaraz ty zaczniesz nazywać siebie człowiekiem.
-Bo nim jestem.
-Istota, to odpowiednie określenie.
-Zaraz, cały czas myślałam, że Joel jest Tobą, no ale sie znacie, czyli on z tobą współpracuje, czy...
-Mała spokojnie, Joel jest czymś zupełnie innym, nie należy do Shadoww. Też ma swój wymiar, ale jego jest najgorszy, mój jak widzisz jest bardzo jasny, nic w nim prawie nie ma. Jego, to przeciwieństwo tego, panuje mrok, brak uczuć. On potrafi je tylko wywołać osobom, tobie, siostrze, mnie. Czujemy się przy nim bezpieczni, czujemy się przyjaciółmi. To tylko podstęp, nazywa się go różnie, jedni mówią zmniennokształtny,nik nie wie czym on tak naprawdę jest. Na pewno go już spotkałaś, o ile wiem aktywnie brał udział w twoim życiu, na moje polecenie oczywiście. Tak się składa, że winny mi przsługę, no właśnie mi odpłacił, teraz miał wrócić do siebie, ale...
-Ale co? - zapytałam, choć nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, bałam się jej
-Jest z tobą, przy twoim ciele. Czuwa.
-Czyli on wie, że tu jestem. Mimo to, że był ci to winien, nie chciał żebym do ciebie przyszła.
-Symulował, że mu zależy, to jego taktyka.
-To dlaczego sobie nie poszedł?
-Czeka...na ciebie.
-Wracając do poprzedniego tematu. Co ma do tego jakie są mniędzy mną a innymi relacjie?
-Dużo,wiele osób teraz chce, abyć im zaufała i zdradziła zadanie śmierci. Jest bowiem za jego wykonanie nagroda.
-Czyli co? Nagrobek z napisem "Ukończyłeś Poziom"?
Zaśmiał się - Stajesz się Aniołem.

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział VIII

Nad ranem usłyszałam stukot deszczu w marmurowy parapet, znów śnił mi się Max, mój młodszy brat. Siedzieliśmy na ganku i rozmawialiśmy, a kiedy miał mi powiedzieć coś ważnego obudziłam się. Zresztą nie pierwszy raz. Cały czas myślałam o poprzednim wieczorze, o mnie i Eliasie, o Joelu - dowiedziałam się jak ma na imię mniej więcej w ten sposób:
Stałam jak wryta, a on widać był wściekły i wyrzucił Elisa z domu. Nie było trudno, bo kiedy tylko go zobaczył od razu zniknął. Wtedy Jo powiedział to chyba jakoś tak:
-Czyś ty zwariwała?! - krzynął - Ale żeby od razu z duchem?!
Nie odezwałam się ani słowem, muszę się przyznać, że mi było wtedy wstyd. Co innego coś robić, a co innego kiedy ktoś ci to wypomina. A tak wogule co on ma do Eliasa...
-Weź się odczep.....ty.....no - wyszłam z salonu
-Mów i Joel - powiedział przez zęby.
I tak znalazłam się u siebie i poszłam spać. No i wracam do mojego snu, którego mam co noc i który nie może się dokończyć.................Właśnie zchodziłam po skrzypiących schodach, zobaczyłam chłopca siędzącego na ganku. Czym prędzej pobiegłam ku niemu, aby zobaczyć jego twarz. To był Max, wyglądał nieco inaczej, jego twarz była blada, a policzki sine. Był smutny.
-Co się stało? - zapytałam troskliwym tonem
-Musisz coś wiedzieć - spojrzał na mnie - Ja wcale nie chciałem, to stało się tak nagle......musisz wiedzieć, że Ty i.......
Obudził mnie trzask, tak jak przedtem. W pokoju stał Joel.
-Co ty tu do diabła robisz?! - zawołam zaspana
-Ja? Jestem ciekaw co ty robisz w tym oknie, chcesz się zabić czy co!
Teraz zauważyłam, a na ten serce mi się zatrzymało. Stałam na parapecie od pokoju przy otwartym oknie. Bałam się zejść i szybko zamknęłam oczy, co ja wyrabiam? W głowie brzmiał mi cichy głosik Skocz, Skocz.... Piekielny ból w sercu.....Po co się jeszcze zastanawiasz?
Skoczyłam, wiatr we włosach był tak niezwykły, a potem, a potem nic... .

środa, 1 maja 2013

Rozdział VII

Resztę dnia spędziłam w pokoju, w sumie to nawet nie było źle. Mimo kolejnej porannej wizj było mi lepiej. Wczytałam się w książkę, a czas zleciał jak z procy. Poczułam głód, który coraz bardziej się zwiększał. Żołądek domagał się wreszcie czegoś do jedzenia, więc postanowiłam poszperać w półkach. Jak mogłam wcześniej przewidzieć nic nie znalazłam, nie zostało mi nic innego jak zejść na dół. Sama cisza w domu wydawała się niepokojąca, mimo to zebrałam się na odwagę i otworzyłam drzwi. I nic, cisza. Nikogo nie ma w domu tym lepiej, bo mogę swobodnie iść do kuchni i zjeść wszystko co się da.
W kuchni było pełno jedzenia, nawet nie mogłam się zdecydować, w końcu jednak przygotowałam tortillę z kurczakiem. Zaskoczeniem dla mnie było to, że umiałam gotować i to całkiem nieźle. W całym domu pachniało od jedzenia. W czasie gdy smarzyły się placki, włożyłam szarlotkę do piekarnika, po czym nakryłam do stolu dla jednej osoby rzecz jasna. Dokończyłam placki i wzięłam się za jedzenie. Smakowało genialnie, lecz trzeba było po sobie posprzątać. Nie, nie tym razem, wszystko zostawiłam i poszłam w kierunku salonu. Wielkie stereo i telewizor mówiły za siebie, wszystko tu było duże i nowoczesne. Nawet nie zapomniano o parkiecie tanecznym. Oczywiście włączyłam muzę i zaczęłam tańczyć. Nie był on taki zwykły, bo piosenka "Give me love" Eda jest niesamowita. Mój taniec był nieco dziwaczny, często obracałam się w kółko i robiłam niezgrabne ruchy rękami po twarzy, ale co to miało za znaczenie, bo była tylko muzyka. Wypełniła mnie całą swoją siłą, mocą, delikatnością, tak że poczyłam się jak anioł. Piosenka się skończyła i zaczęła się następna, ale już nie była tak interesująca jak osoba, która stała przede mną. Elias. Śmiał się ze mnie.
-Nieźle tańczysz - parsknął śmiechem a ja razem z nim
-No wiesz mam wielki talent - znów wybuchliśmy śmiechem
-Gdzieś ty się podziewała?
-Ja? Chyba ty?! Potrzebowałam cię.
-Wiem, ale nie mogłem przyjść, miałem ważną sprawę - zmieszał się i nastała cisza, więc żeby ją przerwać zaprowadziłam go do swojego pokoju i położyliśmy się na moim łóżku.
-W każdym razie, co tam u ciebie słychać? Widzę, że masz dom i to ogromny! Jak ci się to udało? - zapytał
Opowiedziałam mu wszystko po kolei, zaczynając od momentu rozstania się na placu. Nie był specjalnie zdziwniony, wręcz doprowadziłam go do płaczu. Próbowałam mu wytłumaczyć, jakie to dla mnie ciężkie chwile były, ale jak doszliśmy do momentu moich kroków tanecznych to nawet siebie nie uratowałam od śmiechu. Wtedy nawet nie przeszło mi to przez głowę, że będę się z tego śmiać. Wruciliśmy do salonu i jeszcze raz włączyliśmy tę piosenkę, tylko tym razem zamiast tańczyć moją solówkę, to zrobiliśmy to razem. Nie sądziłam, że będzie tak zabawnie, Eli powtarzał moje ruchy, a ja zamiast robić to samo to zwijałam się ze śmiechu. Piosenka się skończyła, następną była również spokojna ale bardziej do par. Także zaczeliśmy tańczyć razem, przytulając się, parę razy zrobiłam obrót, już miało dojść do pocałunku (wiem przecież, że to duch, ale dogadywałam się z nim tak świetnie, więć co miałam zrobić, jak go nie kochać), ale coś  nam przeszkodziło. Do pokoju wszedł Ten chłopak.

piątek, 26 kwietnia 2013

Liczę na was

Od dłuższego czasu nie dodawałam kolejnych rozdziałów, więc chciałabym za to przeprosić wszystkich, którzy pamiętali o mnie i odwiedzali mojego bloga. Jak wiecie poinformowałam was o tym w komentarzu pod nazwą Pretty Blogger i podałam adres mojego kolejnego bloga. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą dlaczego mnie nie było to wyjaśniam, że zablokowali mi konto, z dość przeciętnych powodów, którymi wolę się nie chwalić. W każdym razie dostałam wiadomość (po angielsku, więc mogłam źle przetłumaczyć) zawiadamiającą mnie, że coś tam i musiałam udowodnić coś tam w ciągu 18. I tam po tych 18 dniach wiadomość pójdzie do Google+ gdzie rozwarzą co dalej ze mną zrobić. Minęło te 18 dni i postanowiłam spróbować się zalogować (kilka dni temu) i się udało!!


To na tyle jeśli chodzi o tę moją zbyt długą przerwą, ale muszę was zmartwić, że nie dodałabym kolejnych postów, bo nie miałam żadnego natchnienia. Jak wcześniej wspomniałam dodałam komentarz, w którym również poiformowałam was o moich rodziałach do przodu, nie wiem czy wiecie jak ja sie cieszę, że ich nie dodałam, bo akcja toczyła się tak szybko, a zdania były zbudowane zbyt pochopnie, co nie dało dobrych efektów.


Kolejnym info jest dla was to, że mam kolejnego bloga! Jest na nim jak na razie bardzo mało wejść więc liczę na was, że i tamtego będziecie od czasu do czasu odwiedzać. Adres podam gdzieś z boku albo na samym dole, tego jeszcze nie wiem.

Postaram wycisnąć z siebie ostatnie krople krwi, nie wychodzić na dwór (taa, na reszcie mam dobrą wymówkę) i napisać dla was kolejny rodział.
Pozdrawiam ;*



piątek, 29 marca 2013

Rozdział VI

Zaprowadził mnie pod drzwi tego ogromnego domu, z licznymi oknami. Spojrzałam na jego twarz, to ten chłopak z kafejki, teraz wyglądał jakby go bolał brzuch, nie tak jak wcześniej.
-Nie musisz tego robić - powiedziałam - Nie trzeba.
-Robię to dla siebie, uwierz mi - otworzył drzwi i obydwoje weszliśmy. Nie czułam się zbyt pewnie, wręcz byłam przerażona. Co on ze mną zrobi? Zamknie mnie w piwnicy, czy zrobi coś gorszego?
-Co ze mną zrobisz? - zapytałam, on uśmiechnął się krzywo.
-Najgorsze co mogę, dam ci ubranie, pokój i możesz tu zamieszkać ile tylko chcesz.
-Ale...
-Bo widzisz, nie mieszam sam, dostosuj się do moje przyrodniej siostry - zaśmiał się.
-Masz przyrodnią siostrę?! - krzyknęłam i szybko się od niego odsunęłam. Przypomniała mi się bowiem rozmowa z Eliasem.
-Czy to dziwne, wiele osób je ma. - zdziwienie przeplatało się z podejrzeniem w jego oczach.
-Która godzina? - zapytałam
-15.08, a co?
-Kiedy poznam twoją siostrę?
-Hmmm, z tego co wiem, to za jakieś kilka minut.
-Zaprowadź mnie do pokoju, proszę jestem zmęczona.
Zrobił to, z takim entuzjazmem jakby chciał się mnie pozbyć. Przechodziliśmy przez długie korytarze, z pięknymi obrazami zawieszonymi na ścianach, w końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Znalazłam tutaj czyste ubrania, nawet własną łazienkę i ogromne łóżko! Panował tutaj wielki porządek, wszystko było na swoim miejscu, aż do teraz. Ściany koloru blado-czerwonego wspaniale kontrastowały ze złotym dywanem i szarymi meblami, pokój miał był dość duży. Zamiast szperać po półkach to od razu rozebrałam się i poszłam się wykąpać w wanie z hydromasażem! Pierwszy raz korzystałam z takich luksusów, czułam się wspaniale. Mimo tak wczesnej godziny, ubrałam się w różową koszulę nocą i badałam zawartość półki na książki, która jak się okazało była doskonale zaopatrzona. Cały czas czytałam "Zmierzch", aż przeczytałam i poszłam spać. Tego dnia już z nikim nie rozmawiałam. Rano wstałam zadziwiająco wcześnie, poszłam do swojej nowej łazienki i siedziałam tam chyba z godzinę, zwykle wszystko zajmowało mi tylko 5 minut. Sprawdzałam kosmetyki różnego rodzaju, największym dla mnie szokiem były pasty do zębów, których na oko było z 34, każda innego koloru i smaku. Maseczki i dodatki do kąpieli miały podobną liczbę sztuk, już nie mówiąc o mydłach. Wyszłam i chciałam się ubrać, tym razem byłam zawiedziona, bo wszystko było maksymalnie obcisłe, zdecydowałam się na ciemne rurki, białą bluzkę na ramiączkach z myszką Miki, fioletowy sweter i kremowe balerinki. Wszystko byle by zdjąć te piżamę, włosy zaplotłam w warkocz, który położyłam na boku, sięgał aż po pas. Wyglądałam całkiem nieźle, liczyłam, że w tych szafkach znajdę jakiś barek z jedzeniem, jedyne co tam było to nowa bielizna, rzeczy szkolne i tabletki. Czyli będę się uczyć? Byłam strasznie głodna, to właśnie przypomniało mi o babci, usiadłam na łóżku. Gdzie ona była, bardzo za nią tęsknię, za jej przytulaniem, przydałoby mi się to w tej sytuacji, mieszkając z nieznajomym w takim luksusowym domu. Mało tego istniało prawdopodobieństwo, że to właśnie on mnie cały czas szukał i to jego widziałam w tej wizji, a szukał mnie właśnie Czas!
Usłyszałam pukanie do drzwi, szybko otarłam łzy i schowałam chustki pod poduszkę, żeby nikt nie podejrzewał mnie, że płaczę. Na szczęście się nie maluję.
-Proszę! - mój głos był żałosny
Do pokoju wszedł chłopak.
-Dzień dobry! Masz ochotę na śniadanie? - zapytał
-Eee, mogę zjeść tutaj?
-Nie, do pokoju nie można przynosić jedzenia - jego głos spoważniał - Jedna z zasad mieszkania tutaj.
-Rozumiem, w takim razie daj mi minutę.
Poszedł sobie, nie rozumiem dlaczego tak bardzo na mnie naciskał. Nie prosiłam go o to, żeby mnie tutaj zabierał, dawał dom. Znów strasznie rozbolała mnie głowa, podeszłam ledwo stojąc na nogach do lustra i komody i wyjęłam tabletki. Niestety nie znalazłam takich przeciw bólowych, znów moja świadomość zaczęła zanikać, nic nie widziałam, poczułam jak z trzaskiem upadam na ziemię, a obok mnie spadło coś ciężkiego. Obrazy tak jak poprzednio przesuwały się po mojej głowie, widziałam piękną białą suknię, nie wiem od kogo. W innym pomieszczeniu zobaczyłam taką samą tylko czarną, oraz tajemniczą postać tak jak wcześniej. Coś mnie wyrwało z tej wizji, to znowu on.
-Na miłość boską, przestać mnie bić po twarzy! - wydusiłam - O co ci chodzi!
-Zemdlałaś, twoje oczy były fioletowe, nie wiedziałem co się dzieje! - udawał, że to widział po raz pierwszy.
-Nie udawaj, wiem że nie dałeś mi domu przypadkowo! Szukałeś mnie, nie dajesz mi spokoju, już cię widziałam! Byłeś wśród tych demonów! Jak mogłam cię nie poznać, jestem taka głupia - ostanie słowa powiedziałam szeptem. Byłam wręcz przyklejona do ściany, byle dalej od niego.
-Masz rację, jesteś głupia, że ze mną tutaj przyszłaś, jesteś głupia, bo kolejny raz dałaś się nabrać urokowi tego świata! Zresztą, nie tylko w niego uwierzyłaś... - wyszedł trzaskając drzwiami.
Zsunęłam się po ścianie i upadłam na ziemię, płacząc, w co ja się wpakowałam.

Rozdział V

Nurtowało mnie co ma z tym wspólnego ten chłopak, jednak coś pozwoliło mi odbiec od tych przypuszczeń. Strasznie rozbolała mnie głowa, musiałam chwycić się pobliskiej latarni, aby nie upaść. Ktoś uderzył mnie cegłą, takie to było właśnie uczucie. Zapadła zupełna ciemność, moje oczy płonęły, nie czułam bólu, to raczej było przyjemne w połączeniu z tym okropnym bólem głowy. W uszach dźwięczały mi słowa innych "DZIWADŁO", coś musiało się dziać nie tylko w środku, ale też na zewnątrz. Powoli moja świadomość zanikała, a w mojej głowie pojawiały się znajome mi miejsca, min. ta sama jaskinia w której mieszka Elias, mieszkanie babci i miejsce mojego przebudzenia, między tym wszystkich pojawiała się sylwetka jakiegoś mężczyzny, wiedziałam że muszę uciekać. Obudziłam się z tego transu, w tej samej pozycji co wcześniej. Ktoś położył rękę na moim ramieniu, odwróciłam się i ku mojemu zdumieniu nie zobaczyłam nikogo, głowa nadal mi pękała z bóli i mogłam mieć halucynacje. Wyprostowałam się i właśnie zmierzałam do przydrożnej kafejki, aby się osuszyć. Byłam w samym centrum Allhex, miasto w którym mieszkam od urodzenia, zawsze było pełno targowisk. Teraz nie ma ani jednego, większość ludzi się wyprowadza, pod pretekstem, że ich dom został nawiedzony. Dotarłam do kafejki i usiadłam przy wolnym stoliku od okna, było tutaj zupełnie pusto, miałam okazję się ogrzać choć nie było tutaj zbyt ciepło. Ściany pomalowane na biało, bez obrazów, podłoga brudna i zamoknięta. Nic dziwnego, że nikt tutaj nie przychodził, co mi było na rękę, lubię samotność. Co do jednej rzeczy się myliłam, stolik naprzeciwko mnie był zajęty. Siedziała na nim kobieta, ubrana w schludną sukienkę, różowe kalosze i kapelusz leżący na jej zaplecionych długich warkoczach. Po czasie doszedł do niej jakiś chłopak o blond włosach i zabójczo zielonych oczach, ubrany cały na czarno, nie wyglądał jak by szedł na pogrzeb, bardzo mu czerń pasowała, dołączył do dziewczyny siedzącej obok. Spoglądali na siebie, po czym zaczęli się obściskiwać, zrobiło mi się dziwnie ciężko na żołądku, chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Przeszkodził mi kelner.
-Co podać? - zapytał
-Ja właściwie, to przyszłam się tutaj nieco wysuszyć.
-Albo coś zamawiasz, albo wynocha! - krzyknął - To jak?
-Hmm, to ja może poproszę to kakao, jest ono może za darmo?
-Wynocha! Nie chcę cię już tutaj więcej widzieć!
Wstałam i ruszyłam do drzwi, nie widzieć czemu odwróciłam się i spojrzałam na stolik obok, oni też patrzyli na mnie, a szczególnie ten chłopak. W jego oczach było widać przerażenie, nie widzieć czemu odszedł on od stolika, przecisnął się obok mnie i wybiegł na dwór. Ja i ta dziewczyna byłyśmy zszokowane jego zachowaniem, wyszłam i podążyłam w tę samą stronę, co ten tajemniczy chłopak, deszcz zamienił się w zimną mżawkę.  Znów poczułam czyjąś rękę, tylko tym razem na swojej własnej.
-Pomogę ci. - powiedział i zaprowadził mnie do jakiejś willi na plaży. Byłam strasznie zmieszana i nawet na niego nie spojrzałam. Ufałam mu, nie wiedząc jak wygląda, to dziwne.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział IV

To było dziwne, czułam że latam. Nie mogłam wstać, ruszyć się, ani nic nawet mrugnąć. Szczęście, beztroskie życie, tak myślałam dopóki coś się nie wydarzyło, światło zanikało nastał mrok, pochłonął każdy promyk nadzieii, zaczęłam czuć coś zimnego, pod sobą, tym razem oczy miałam zamknięte, gdzie jestem. Było mi źle, nie tak jak wcześniej, czy w ogóle było jakieś wcześniej, tego nie wiem. Nic nie pamiętam, światło i ciemność. Otworzyłam oczy, to co widziałam było dziwne. Nie wiedziałam jak to nazwać, poznawałam kolory, dużo zielonego, w różnych odcieniach, coś mi świtało to był las! Tak to las, pełno drzew, mchu i wiosennych kwiatów. Skały różnej wielkości, przypominały miniaturowe góry, niesamowite! Jak tu pięknie, a to, ten śpiew to z pewnością ptaki, och jakie to śliczne. Drzewa mnie otaczały z każdej strony, nie było tu jeszcze ludzi, zaraz skąd ja wiem o ludziach, nigdy ich przecież nie widziałam, dziwne... . Jeszcze raz dokładnie obadałam miejsce mojego położenia, w porządku. Zwróciłam teraz uwagę na siebie, byłam ubrana w jakąś śliczną biało-granatową sukienkę przed kolano, dotknęłam moich włosów, zdziwiłam się, kiedy poczułam starannie wyczesane włosy, wreszcie popatrzyłam na buty, ku mojemu zdziwieniu nie było żadnych, tylko blade stopy. Jedna rzecz mnie niepokoiła, na mojej ręce widniała jakaś runa, albo tatuaż! Skąd taka skaza na mojej skórze! Przyjrzałam się bliżej, było tam coś napisane "Isabella" ciekawe, hmmm to chyba moje imię. Isabella, brzmi całkiem ładnie, ale jakoś czuję się z nim nieswojo, jakby nie jest moje. Ciekawe jak wygląda moja twarz, czy ja jestem ładna? A może, ze mnie skończona szkarada? W każdym razie poszłam przed siebie, chciałam jak najszybciej wyjść z tego lasu, bo coś tu nie tak. Nie myliłam się, kilka kroków dalej potknęłam się i odarłam kolano, krem poplamiła mi sukienkę i teraz nie wyglądałam tak atrakcyjnie jak wcześniej, trudno. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam dalej, coraz więcej rzeczy poznawałam, przypominałam sobie też i inne, podobne do tych. Zgłodniałam, wiedziałam że to głód, tak jakbym go już wcześniej czuła, tak nie było, to coś nowego. Nagle strasznie się przestraszyłam, podskoczyłam i upadłam po raz kolejny na ziemię obdzierając sobie łokieć. Usłyszałam jakieś bruuuuueeuuu! To pewnie jakieś stwory, których jeszcze nie znam. Znów "bruuuuuuueeerrruu" kolejny raz się wystraszyłam i aż chwyciłam za brzuch, poczułam drżenie. Myślałam, że przewrócę się ze śmiechu, przecież mi burczy w brzuchu! Jak mogłam sobie tego nie przypomnieć, wybuchłam śmiechem. Reszta drogi minęła całkiem wesoło, ponieważ ciągle przypominałam sobie historię z brzuchem i nie raz chwytałam pobliskie drzewa, aby wyszeptać im co się stało. Łączyła mnie z nimi jakaś magiczna więź, czułam jak się ze mnie śmieją. Rośliny zaczęły powoli zanikać, a pojawiała się już kamienna dróżka, zobaczyłam coś, to budynek! Poznawałam go, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Pierwszy raz go widzę, tak mi się wydaje. Weszłam do środka a przeczucie kazało mi wejść na 3 piętro do mieszkania nr. 126, tak zrobiłam, oczekując zamkniętych drzwi, znów miałam rację. Te drzwi dało się jednak otworzyć, to co zobaczyłam w środku mnie zupełnie zbiło z tropu. W jakiś sposób to miejsce miało dla mnie sentyment, ale jaki? Wątpię że się teraz tego dowiem. Mieszkanie było zupełnie zmasakrowanie, dywan podarty, zabrudzony od atramentu, weszłam dalej drzwi wyrwane z zawiasów, szyby wybite. Kuchnia wyglądała jak po jakiejś wojnie, ściany podziurawione od jakiejś broni palnej, a garnki i jedzenie wraz z lodówką leżały na ziemi. Dotarłam do dwóch sypialni na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo, w jednej i drugiej był bałagan, jednak ta z żółtą tapetą w kwiatki była mi bliższa. Nie weszłam do niej coś mi mówiło, że muszę to miejsce opuścić jak najszybciej. Zrobiłam to z płaczem, co stało się z osobami które tu mieszkały, zatrzymała mnie jeszcze jedna rzecz. Zdjęcie, na nim byłam ja, szybko zabrałam zdjęcie i wybiegłam z mieszkania, później z budynku.

***

W głowie miałam tylko pustkę, obrazy z tego domu wirowały mi po umyśle, kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Czułam więź z tym miejscem, jakbym tam mieszkała, jeszcze to moje zdjęcie. Otworzyłam swoją dłoń i wyprostowałam zgniecioną kartkę. To z pewnością byłam ja, chyba w wieku 12 lat, tak mi się wydaje. Dlaczego nic nie pamiętam, chwile z dzieciństwa chcę wiedzieć gdzie jest moja rodzina, jeśli ją mam. Kto ze mną mieszkał, co się z tą osobą stało i jak wyglądało moje wcześniejsze życie. Zaczęłam płakać, a mój szloch roznosił się po jakimś znajomym placu z dala od bloku. Wiedziałam, że z tym miejscem są związane jakieś złe wspomnienia, ale co mi do tego, jeśli ich nie pamiętam. Rozchmurzało się, słońce świeciło na moją bladą twarz, uwielbiam słońce, jest śliczne. Daje życie i zatrzymuje czas, który prowadzi nas przez naszą długą wędrówkę donikąd. Szurałam butami o piasek, przypatrywałam się drobinkom złocistego piachu, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię, coraz głośniej i głośniej. Nie bałam się, poczułam jak wiatr mierzwił moje włosy opadające na oczy, przede mną stała jakaś postać, znajoma. Przyjrzałam się jej, a raczej temu chłopakowi, twarz i jego wnętrze było mi dobrze znane, a imię szybko napłynęło do mojej głowy "Elias".
-Co ty tutaj robisz? - zdziwiona zapytałam.
-Nawiedzam cię - powiedział skruszony - czy to dziwne?
-Nieco, dlaczego przyszedłeś?
-Zawsze na końcu twojej odpowiedzi jest pytanie - mówiąc to, usiadł obok mnie - Jak mówiłem nawiedzam cię, bo jestem ci winien wyjaśnienia. Ty wiesz, że umarłaś prawda?
-Eeee, właśnie mnie uświadomiłeś.
-No więc, nie ma osoby, która zna cię lepiej ode mnie, wiesz dlaczego?
-A co, zjadłeś mnie? - zadrwiłam
-Teoretycznie raczej tak. Wracając do tego, nic nie pamiętasz, bo zaczęłaś nowe życie. Oczywiście pamiętasz oczywiste rzeczy i też coś ci zawsze świta, jednak nie wiesz z kim mieszkałaś i tego typu. 
-Nie przerywaj...
-Ok, mieszkałaś z 83-letnią babcią, twój brat i rodzice zginęli w wypadku w zeszłym roku. Twoje zeszłe imię to Marise, obecne to Isabella, będę mówił ci Izzy. Masz 16 lat, wciąż możesz wybrać datę bycia nieśmiertelną. Jesteś ładniejsza, masz płynniejszy głos i więcej gracji niż miałaś.
-Co masz na myśli mówiąc, że jestem ładniejsza? - zapytałam, bo nikt mi tego nie powiedział - I czy mogę wrócić do dawnego życia, wiedząc o tym?
-Masz dłuższe włosy, są bardziej czarne i gładkie, a twoja skóra bez skazy jest delikatna.
Pokazałam mu swoją rękę z tatuażem.
-No prawie bez skazy - poprawił się - Oczywiście, że możesz wrócić do dawnego życia. Będziesz chodzić do szkoły, dorastać aż będziesz dorosłą kobietą.
-Chyba chcę zostać na zawsze już nastolatką. Ale jak będę miała 18 lat, tak jak ty, albo 17 jeszcze nie wiem.
-Masz sporo czasu.
Gadaliśmy chyba ze 2 godziny, zapadał już mrok. Dowiedziałam się o sobie wszystkiego. Mój ulubiony kolor to granatowy i biały, jestem wegetarianką i nigdy nie miałam prawdziwego marzenia, oraz nigdy się nie zakochałam. Problemy w szkole i dowiedziałam się wreszcie co stało się na tym placu, a później w jaskini. Reszta mniej ważnych rzeczy dotyczyła wyników w nauce, które były zadziwiająco wysokie, moich przekrętów z kosmetykami mamy. Wybryki z dzieciństwa były najciekawsze, szczególnie jedna historia, kiedy z bratem uknuliśmy kawał dla rodziców na prima aprlis, a sami w niego wpadliśmy. Eli wiedział o mnie wszystko, dał mi moje wspomnienia z wakacji w Londynie na koloni i nie tylko. Byłam mu wdzięczna najbardziej za to że opowiedział mi o świecie magicznym.
-Jak ci kiedyś mówiłem to jest zły świat bajek. Ty jako jedyne stworzenie masz miłość do innych, pomagasz, tak jak tej staruszce. Reszta to potwory, tak jak ja.
-Nie jesteś potworem, pomagasz mi - powiedziałam
-Jestem ci to winien, al.... 
-Jesteś moim przyjacielem, to co było nie ma znaczenia. Słyszysz, przyjaciela poznaje się w biedzie.
-Ale gdy przyjaciel ci biedy na pyta, świat staje się niesprawiedliwy - wyrecytował dalszą część wierszyka, którego nikt oprócz nielicznych zna.
-Zawsze był, ale nie wińmy za to świat, on się może zmienić, tylko...
-Tylko czas... - dokończył za mnie - On jest POTWOREM !! -krzyknął tak głośno, że echo rozbrzmiewało po całym placu.
-Nie mów tak, każdy ma w sobie trochę dobra, nawet jeśli dostrzegamy tylko złe strony - powiedziałam skruszona.
-"Jeśli ktoś uwierzy w dobroć czasu, nie da ci spokoju. Jeśli zło będzie ci w głowie tak jak teraz będzie cię prowadził". To stare, ale ludzie po teraz w to wierzą, ma to podobno jakiś sentyment.
-Mam deve, myślę że już o tym wie. - głos mi się załamał
-Skąd wiesz co to jest deve? No tak, ty to po prostu już wiesz.
-Czy ty mi czasem nie mówiłeś, że czas ma ludzki odpowiednik?
-Tak, wszystko ma.
-No to to coś mnie teraz szuka - powiedziałam niespokojnie
-To niemożliwe, nikt jeszcze go nie widział, bo zawsze jest u boku swojej przyrodniej siostry, widząc go twoje minuty się skończyły, a zostały tylko sekundy.
-No więc zostały mi tylko sekundy. Wiesz myślę, że czas na ciebie. Jeszcze się spotkamy, musimy cię przecież ożywić - zaśmiałam się - chyba nie chcę, żeby mój przyjaciel był martwy.
-To się nie uda.
-Nie wierzysz we mnie - wstałam - jeszcze się spotkamy
Nie wiem dokąd zmierzam, ale idę przed siebie. Zapomniałam powiedzieć mu o tym mieszkaniu w bloku. Jestem bezdomna, a w pobliżu nie ma żadnego mostu, zawsze mogę wrócić. Nie zrobiłam tego, to coś nadal mnie szuka, wiem to z deve. To jest tak jakby przychodziło ci coś do głowy, jakaś myśl, wiesz że ona jest na pewno prawdą. Wiem i już. Muszę się ukryć ale nie wiem gdzie. Do głowy przyszło mi to miejsce gdzie się dzisiaj obudziłam, jednak jest zbyt ciemno aby go teraz szukać. Było bardzo zimno i się zachmurzyło, za parę minut pewnie lunie deszczem. Spać, nie zasnę na powietrzu, zbyt zimno. Wreszcie usiadłam w jakimś parku na ławce, była cała popisana markerami i ponacinana nożami, przeważnie to są czyjeś imiona. Zamyśliłam się i spoglądałam na drzewa naprzeciwko mojej ławki. Byłam prawie pewna, że obok jednego z nich leży ogromna psia kupa, co jeszcze dziwniejsze parę kroków dalej postawiony był na to specjalny zbiornik. Ci ludzie..., teraz mówiłam ci ludzie, a jeszcze parę dni temu byłam jednym z nich. Z tego marzenia o psiej kupie wyrwał mnie jakiś przelatujący obok cień, przypominał konia. Rozejrzałam się, żadnego konia, ani widać, ani słychać nie było, znów cień przeleciał, tym razem widziałam na nim człowieka. Postać i jej wierzchowiec nie pokazali się już więcej.

***

Tak jak przewidywałam nie mogłam zasnąć, słońce już wschodzi, nie czułam zmęczenia. Nadal miałam ubraną sukienkę, chodziłam bez butów, jednak włosy nie były już tak niesamowicie ułożone jak wcześniej. Koło mnie przechodziły kobiety na porannym spacerze z psami, przeważnie to były yorki i husky. Ich dziwaczne imiona jak Truskawek czy Lilitka, dodawały mi dobrego humoru, nie na długo. Sytuacja, w której się znajdowałam, była dość przykra. Bez pieniędzy, butów, kurtki, a zbliżały się bardzo zimne dni. O dziwo, coś mi mówiło, że ktoś mi to wszystko da. To tylko przedmiot, prawdziwym zmartwieniem dla mnie była moja przeszłość. Nigdy się nie zakochałam i po teraz nie miałam marzeń, czy jeszcze będę miała szansę założyć rodzinę w wieku 16 lat, przed nieśmiertelnością, nie chcę się zakochać na wieczność, wystarczy tylko kila minut, żeby poznać uczucie. Odkryłam moje marzenie, zakochać się. Tylko w kim, w tym chłopaku co mnie ostrzegał? Nie to niemożliwe, już nigdy go nie spotkam, albo w Eliasie? Hmmm, może kiedyś, jak na razie się tylko przyjaźnimy. Do tej pory na pewno już kogoś poznam, mam nadzieję. W tym momencie muszę znaleźć jakieś miejsce, powiedzmy zamieszkania. Musi być darmowe i ciepłe. Gdzie tu takie znaleźć jak bez pieniędzy jesteś nikim w tych czasach to nie nowość. Nawet nie zauważyłam jak zaczął padać deszcz. Zupełnie przemokłam do suchej nitki, zaczęłam się trząść z zimna, park opustoszał. Byłam samotna, mimo Eliasa, nadal czuję się samotnie. Wstałam, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu, znów szłam przed siebie, w tej okolicy jeszcze się nie znajdowałam, to pierwszy raz i mam nadzieję ostatni. Obok mnie przechodzili sami pijani mężczyźni, śmiejąc się ze mnie, a najbardziej z braku butów. Wystarczyły tylko zwykłe klapki, albo jakieś używane sandały, wszystko tylko nie gołe stopy. Beznadziejność gościła w mojej głowie, wtedy zauważyłam, że ktoś się mi przygląda, to ten sam chłopak, który był pod blokiem, spojrzałam na niego, on odwrócił wzrok i wszedł do pobliskiej knajpy. On coś ma wspólnego z tym wszystkim, tylko co.

Rozdział III

Szliśmy tak już dość długo, ciągle schodziliśmy w dół, kiedy rzucił mnie na ziemię. W tym momencie nie czułam jego wcześniejszej delikatności, myślałam że to był ten sam chłopak, którego spotkałam pod blokiem. Myliłam się, ten był bardziej zadbany (jak na pożeracza, to chyba zbyt ładny), jednak to potwór. Miał mnie zabić, ja nie byłam przerażona, raczej zszokowana. Teraz rozpalał ognisko i mówił nie znanym mi językiem, chyba to był jakiś rytuał, zapalił świecę. Mogłam się rozejrzeć po pomieszczeniu. To chyba jakaś grota, ściany całe z nierównego kamienia, wisiały na nich zdjęcia różnych ludzi, było też i moje!
-Co robi tutaj moje zdjęcie? - wyszeptałam, on to niestety usłyszał i się brutalnie uśmiechnął
-No widzisz, jednak nie się nie zmarnujesz. - zaśmiał się
-Co masz na myśli? - zapytałam, ale on już wrócił to tego ognia i tej niby modlitwy, ja dalej badałam pomieszczenie. O dziwo, wszystko było czyste, nie znalazłam kości, tylko starannie zaścielane łóżko i jakiś stolik z półeczkami. Rzuciłam chłopakowi (jeszcze na pewno nie był dorosły) pytające spojrzenie, nie czekałam długo na odpowiedź.
-Czyli, uważasz że jak jestem potworem, wysysam dusze z ludzi to nie mogę spać i utrzymywać porządku? Wychowana wśród ludzi, wy zawsze macie inne pojęcie o potworach. - to ostanie zdanie wypowiedział patrząc się prosto w moje oczy. Trochę mnie to onieśmieliło, ale nie odwróciłam wzroku. Chciałam jak najlepiej wykorzystać te rozmowę i zaczęłam się dopytywać.
-Dlaczego wisi tutaj moje zdjęcie, jak mnie masz zamiar zjeść, może najpierw mi powiesz?
-Nie wiem, czy mi watro, jak i tak masz być zjedzona - zaśmiał się po raz kolejny, denerwowało mnie to i przypomniało o ostatniej rozmowie z nieznajomym. Kiedy o tym myślę, zrobiło mi się go żal.
-Szkoda chłopaka. - powiedział - Umiem czytać ofiarom w myślach, a szczególnie w tych przykrych, hah nie wyglądasz na zdziwioną.
-Bo nie jestem, spodziewałam się tego, że potrafisz więcej niż mi się wydaje. - powiedziałam to w tak spokojny sposób, jakbym rozmawiała z babcią przez telefon.
-Hmmm, spytałaś się mnie co robi tutaj twoje zdjęcie. No więc zrobiłem je w dzień twojego spotkania z trytonami, tak nazywają się te stwory. Te zdjęcia są tak jakby moim menu, osoby, które są inne a o tym nie wiedzą, ja je zjem, proste?
-Dziwaczne, wypuścisz mnie?- zapytałam
-Chyba żartujesz?! - krzyknął - Szukałem kokoś takiego przez wiele lat, a ty się pytasz czy cię wypuszczę! Jestem głodny, dawno nie jadłem duszy magicznej osoby. - zachował swój normalny ton.
-Masz jakieś 18 lat, ja jestem magiczna?
-Tak jesteś, a ja mam jakieś 381 lat! Ja żyję wieczne, podobnie jak ty! Tylko wy sobie wybieracie  wiek, w którym chcecie zostać nieśmiertelni, my nie. To nas zaskakuje, moją mamę wzięło jak miała 78 lat, za to mojego dziadka jak miał 5 lat. To dziwne, ja mam najlepiej.
-Kim ja jestem, jakim potworem?! Czy ja zabijam? - to mnie nurtowało.
-Nie zabijasz ludzi, bo jesteś medium. Ostatnia na całym świecie, to nie przechodzi na pokolenia, jest bardzo rzadkie. Przewidujesz przyszłość, ale możesz ją w każdej chwili zmienić. Jak wolisz, to zależy już tylko od ciebie.
-Czyli jak wiem, że moja babcia umrze, mogę zrobić tak żeby żyła?
-Wszystko, tylko nie czas. Nie zadzieraj z czasem, bo to jest najgroźniejsze. Czas też ma swój ludzki odpowiednik. Nikt go nie spotkał.
-Nie będę miała okazji. - wyszeptałam
-Twoje życie nie kończy się na ziemi, zmartwychwstaniesz a ja po prostu zginę. Logiczne.
-Nie, zostaw mnie, a ja zostawię ciebie. Po co mnie zabijać, jeśli ty zginiesz to nie ma sensu. Chcę wiedzieć coś jeszcze, o tym świecie z magią?
-Pytasz się mnie jak dziecko, które zgubiło zabawkę. - zadrwił
-Ty nie wiesz jak to jest nie wiedzieć! Całe życie, byłam tylko człowiekiem! A ty żyłeś w tym magicznym czymś, wiedziałeś o jednorożcach, wróżkach...
-HAHAHAHAHAHA, nie istnieją wróżki, tylko czarownice, a jednorożce to bezgłowi jeźdźce! To jest zły magiczny świat, nie ten z bajek dla dzieci. Zrozum, wszyscy chcą być ludźmi, tylko oczywiście nie ty. - powiedział.
-Jak masz na imię?
-Co taka nagła zmiana tematu, jestem Elias. Pożeracz, miło mi.
-Tak z pewnością... - zaśmiałam się, zupełnie zapomniałam że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
-Koniec tego gadania - chwycił mnie i podniósł, zbliżył się do ognia i już miał mnie rzucić, kiedy...
-Zaczekaj! - krzyknęłam - Powiedz mi jedno, jak zabierzesz moją duszę, jeśli mnie spalisz?
-Sama wyleci w postaci dymu i będzie zmierzać w moją stronę, ty i tak będziesz żyć, takich nie da sie zabić.
-To dlaczego jestem ostania? - zapytałam
-Możecie zginąć jeśli sami przyczynicie się do własnej śmierci.
Rzucił mnie w płomienie, czułam jak coś mnie strasznie swędzi a potem poczułam ból. Jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry, wbijał nóż, dziurawiąc serce. Dusza, zobaczyłam duszę, czułam jak ze mnie ulatuje. Ciemność.

środa, 27 marca 2013

Rozdział II

Poczułam, że leżę na zimnej posadzce, bałam się otworzyć oczy. Wokół mnie panowała zupełna cisza, dzięki niej nabrałam nieco odwagi i ruszyłam ręką. Powoli przesuwałam ją po twarzy, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku, nie było. Na moim policzku poczułam szramę, przestraszyłam się ale raczej nie była głęboka, odważyłam się otworzyć oczy o dziwo leżałam na podłodze swojej łazienki.Pierwsze co mi przychodziło do głowy to, to że uderzyłam się w głowę i zemdlałam, jednak zrezygnowałam z tej myśli po tym jak wstałam i zobaczyłam się w lustrze. Moje czarne, zawsze błyszczące włosy były brudne i poplątane, a ubranie schludne, było pobrudzone i potargane. Spojrzałam na zegarek, godzina 22.34. Nalałam wody do wanny i poszłam się wykąpać. Później zanim się obejrzałam leżałam już w łóżku, jak dobrze mi było w swojej fioletowej dziecinnej pościeli w kwiatki, którą jakiś tydzień temu chciałam wyrzucić. Niestety długo nie mogłam zasnąć, musiałam sobie wszystko poukładać w głowie i wymyślić sposób na to, aby nie iść jutro do szkoły a raczej dzisiaj, patrząc na tę godzinę nie zostało mi dużo czasu. Z drugiej strony w szkole szybciej mi zapomnieć o tym wszystkim, tylko czy chcę słuchać tych drwin ze strony kolegów. Tak, nie byłam zbyt lubiana, ale to i tak mało powiedziane. Zawsze się ze mnie wszyscy śmiali, nigdy nie miałam kolegów, a co dopiero przyjaciół. Świt, obserwowałam jak wstaje słońce, to niesamowite, taka zwykła rzecz, codzienna, a bardzo niezwykła. Już nie zasnę to pewne, więc wstałam. Nie wyszłam z pokoju na śniadanie, zjadłam to co mi babcia przygotowała do szkoły na wczoraj. Jogurt i bułkę, co prawda bułka sucha a jogurt się wylał w torbie ale jakoś dałam sobie radę. Po śniadaniu nie wiem jakim cudem się rozkleiłam, nigdy nie płakałam, miałam silne nerwy przez szkołę oczywiście. Zaczęłam tak szlochać, że to sprowadziło babcię. Pojawiła się w drzwiach sypialni, ja zamiast odwrócić wzrok, żeby nie zobaczyła łez, wstałam i przytuliłam się do niej. Pogłaskała mnie po głowie, powiedziałam jej że nie chce iść dzisiaj do szkoły, zgodziła się, bo ze względu na sytuację jaka tam panuje i to że nigdy nie wagarowałam mogłam dzisiaj zostać w domu. Zostawiła mnie samą, pytania nasuwały się, coraz więcej ich było, co mnie tam ściągnęło? Kim byli ci ludzie? Dlaczego ja? Skąd znają moje imię? I najważniejsze, co ja robię w domu? Kto mnie tutaj przywiózł, i kto oczyścił moją ranę? Zebrałam siły i zapytałam o to babcię, ona była zdziwiona że nie wiem. Podobno moja npnz, przynajmniej tak się nazwała tutaj ze mną przyszła, a ja tryskałam radością i z entuzjazmem opowiadałam co stało się na jakiejś imprezie w klubie "Diadem". Cały dzień spędziłam w domu na czytaniu książek i grając w jakieś kolorowe gry na facebooku. Miałam 3 znajomych, był to dyrektor szkoły, moja babcia, która specjalnie założyła sobie konto żebym miała znajomych i jeszcze grupa WOŚP. Następnego dnia też nie poszłam do szkoły, ale już wyszłam na dwór, na plac zabaw, ponieważ mieszkałam w bloku dostępu do świeżego powietrza nie miałam. Okna były jak w więzieniu z kratami i obowiązywała godzina policyjna o 23.00 zamykano blok i kto się nie dostosował spał na dworze. Na szczęście było dopiero południe, miałam dużo czasu. Plac był pusty, tak mi się przynajmniej wydawało, bo dzieci jeszcze w przedszkolu, a w tej okolicy tylko ja byłam nastolatką. Poszłam na spacer, nie bałam się, co po ostatnich dniach było dziwne i nienaturalne. Spotkałam miłą staruszkę i dałam jej kwiatki, które wcześniej zerwałam. Cieszyła się, zresztą zawsze jej coś przynosiłam, bo nikt jej nie odwiedzał, była samotna. Jak ja. Wspominałam coś o psie, no tak uciekł wczoraj, tak mi mówiła babcia. Tęskniłąm za nim potwornie, ale cóż nic nie żyje wiecznie, nawet ja. Czy ty, każdy ma wyznaczoną porę, to wie Bóg. Mam czas, pójdę do kościoła. Nikogo nie spotkałam po drodze, martwiłam się o babcię, miała ona już dobre 83 lata, jednak tryskała energią i radością. Była mi bliska, nie chciałam żeby odchodziła, coś tak czułam że nadejdzie to całkiem szybko. Wtedy poszłabym do domu dziecka, co było najgorsze leżał on blisko placówki dilerów. Tam gdzie spotkałam te demony. Takie życie jest dla mnie podłe, wszystko tracę, nic nie zyskuję. Pomodliłam się za babcię, psa i tę staruszkę, po czym wróciłam do domu. Bolał mnie brzuch, gardło i głowa, z pewnością byłam chora. Na szczęście był piątek, weekend zostawię na leczenie. Byłam już blisko domy kiedy, ktoś złapał mnie, zakrył usta i "przykuł" do ściany. Zaczęłam się wyrywać, nie dałam rady. Coś, a raczej ktoś zaczął mi coś szeptać do ucha.
-Je regarde mourir. - męski głos mnie bardziej uspokoił niż przeraził, lecz przypomniałam sobie co kryło się pod kapturami tamtych mężczyzn, ciarki po mnie przeszły. Zdjął dłoń z moich ust. Zamiast krzyknąć spokojnie, drżącym głosem powiedziałam.
-Nie znam francuskiego, przykro mi.
-Hmm, mnie też. Jeszcze się spotkamy, a przy okazji widziałem twojego kundla, jest nieżywy. - powiedział to tym swoim czarującym, drwiącym ze mnie głosem.
-Wiem, wiedziałam to. - rozpłakałam się i zsunęłam się po ścianie budynku. Twarz ukryłam w dłoniach, znów to samo. Historia lubi się powtarzać, moje życie to pech, największy. Myślałam, że już sobie poszedł, ale on tylko pomógł mi wstać.
-Myślisz głośno. - zaśmiał się.
-Tak, wiem o tym.
-Wiesz o wszystkim. Czy to nie jest dziwne. - zapytał się, ale tym razem jego głos był poważny.
-Zawsze tak mam, to tylko przeczucie jednak zawsze się sprawdza. Czemu ze mną rozmawiasz? - moje ostanie słowa powiedziałam tak słabo, że ledwo usłyszał.
-Dziwi cię to? No tak jak ktoś jest wyrzutkiem. - teraz wybuchnął śmiechem.
 Nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz, śmiał się jeszcze głośniej, mnie to zabolało nie jego. Spojrzałam na jego twarz. Była piękna, ja widziałam w nim tylko pogardę, zauważył że sie mu przyglądam. Przykro mi, że tak się zachował, jak wszyscy w stosunku do mnie. Kolejne łzy popłynęły po moich policzkach. Teraz przestał się śmiać, widział moje łzy. Nie zdążył nic powiedzieć, bo zaczęłam uciekać, nie do domu po prostu przed siebie. On nie biegł za mną, tylko sie patrzył. Zmęczyłam się, jeszcze nigdy tu nie byłam. Złe myśli powróciły do mojej głowy, straszny ranek, bezsenna noc. Mrok zapadał, czy ja odnajdę drogę, czy znów mnie ktoś znajdzie i będzie próbował zabić. Usiadłam na pokaźnym kamieniu i zastanowiłam się czy ktoś mnie jeszcze pokocha, jeśli w ten sposób działam na chłopaków, śmieją się ze mnie. W tym momencie przyszedł mi do głowy ten przystojny Mick z mojej szkoły. Wszystkie dziewczyny z mojej szkoły się w nim zakochały, oprócz mnie. O może to będzie jak na tych beznadziejnych filmach dla nastolatek, że ja się zakocham w nim a on we mnie, hmmm. Ciekawe, tak ciekawe, że zapomniałam gdzie jestem i kto się mi przygląda.
-To znowu ty! Czego ode mnie chcesz, co ja ci zrobiłam.. - zapytałam zapłakanym głosem - znowu chcesz się pośmiać, proszę bardzo! - odwróciłam twarz w jego stronę. Na jego twarzy była zaskoczona mina.
-Nie ja tylko..nie..eeee -tylko to usłyszałam.
-Kim jesteś? - przybliżyłam się do niego - nie wyglądasz na demona ani anioła, który chce mnie zabić, opętać czy wybawić.
Widać, że na to pytanie było mu łatwiej odpowiedzieć - Jestem potworem, ale nie demonem.
-Powiesz mi?
-Nie jesteś godna, aby to wiedzieć. - zaśmiał się.
-Masz rację jesteś potworem, może tego nie widać, ale mnie krzywdzisz swoją obecnością, więc proszę odejdź i nie wracaj. Proszę. - odwróciłam się i wracałam do domu, nie wiedziałam,która godzina.
Zawiodłam siebie, było po 23, już nie wejdę do bloku. Nie ma mnie kto przenocować, na moje nieszczęście poszedł na mną.
-Co ty do mnie masz! - krzyknęłąm
-Spokojnie, muszę jakoś wrócić, bo to jest jedyna droga. Nie bój się, już się na pewno nie spotkamy. Wedle życzeń. A ty czemu nie wchodzisz, czekasz na kogoś? - zapytał smutnym głosem, nie tym co wcześniej ze mną rozmawiał.
-Nie, idź już. - zrezygnowałam z rozmowy z nim.
-Ok, żegnaj choć znamy się zaledwie godzinę.
Odszedł, mimo że był dla mnie straszny i się ze mnie śmiał było mi go żal. Tę noc spędzam sama, ale nie tutaj, coś mi podpowiadało, że muszę wrócić w miejsce, w którym spotkałam te dziwne postacie. Nie mam w końcu nic do stracenia. Poszłam, bałam się ale poszłam.
****
Wszystko wyglądało tak samo, jak wcześniej, ale było ciemniej i bardziej tajemniczo. Znów usłyszałam szepty bez wątpienia prowadziły mnie w jedną stronę, na cmentarz. Był on całkiem blisko tej placówki, a przy okazji mogłam odwiedzić grób mojego braciszka, który zginął w wypadku razem z rodzicami. Stałam nad jego grobem, później uklękłam, a łez nawet nie trzeba było wyciskać.
Odeszłam od grobu i podążyłam za szeptami. To było straszne, wiatr ruszał liśćmi, tak jakby to były duchy, a zapalone świeczki tylko mnie jeszcze nakręcały. Widziałam cienie ruszające się na ścianach opuszczonego kościoła. Usłyszałam grające organy kościelne, aż podskoczyłam, bo to jest pieśń pogrzebowa. Ze strachu puściły mi łzy. Ktoś wyszeptał moje imię. Podskoczyłam.
-Nie boję się! - krzyknęłam i podeszłam bliżej. Teraz wyraźnie było widać sylwetki mężczyzn i kobiet. 
-Widzę, inaczej byś tutaj nie przychodziła. - odpowiedziała jakaś kobieta.
-Kim jesteście? Dlaczego mnie wtedy napadliście? Czy odprawiacie czarną mszę?- pytania nasuwały się na mój język szybciej niż myślałam.
-Spokojnie, jak ci powiemy będziemy cię musieli skazać na śmierć. - zadrwiła kobieta.
-Nie boję się! Chcę wiedzieć wszystko! Wolę umrzeć i wiedzieć, niż żyć w ciągłej niepewności! - miałam w sobie dużą odwagę, przecież mogłam zginąć.
-No tak, masz rację. Więc nie musisz dłużej czekać. - spokojnie powiedziała kobieta - Zabrać ją do pożeracza! - zawołała - Ma zły humor, jakaś dziewczyna dała mu kosza, hahahaha! - zaśmiała się
Zanim się obejrzałam brutalnie chwyciło mnie dwóch kolesi i wyrzuciło mnie za jakąś bramę. Ciarki mi przyleciały po plecach kiedy usłyszałam jakąś pieśń, którą śpiewała tamta grupka, brzmiało to jakoś tak: Comede, Bust, Occidere, Frui - powtarzali to póki mnie coś nie zabrało do jakiejś groty, zaczęłam krzyczeć, jednak to coś trzymało mnie bardzo delikatnie.



wtorek, 26 marca 2013

Rozdział I

Zaczęło się całkiem normalnie, obudziłam się w zwykły deszczowy dzień o tej samej porze co zwykle. Była to godzina 6.00 - o tej porze musiałam wstać do szkoły, żeby zdążyć na lekcje. Przygotowałam to co trzeba i wyszłam z domu, deszcz przestał padać i moja fryzura wyglądała całkiem nieźle. Szłam już chyba z 20min., kiedy zauważyłam, że idę złą ścieżką. Droga, przypominająca leśną dróżkę była strasznie dziurawa. Przez tę ciemność nic nie widziałam, co mnie martwiło, bo nie mogłam zinterpretować miejsca gdzie się znajduję  Lekcje miały się za chwilę zacząć, a ja nie wiedziałam gdzie jestem. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę. Drogę przecięło mi czterech mężczyzn, odcięli mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spanikowałam, tylko jedna rzecz przychodziłam mi wtedy do głowy "gdzie ja jestem". Pomyślałam odruchowo o babci z którą mieszkałam i o moim psie, mogę już ich nigdy nie zobaczyć. Wtedy odezwał się jeden z nich:
-Hej śliczna!
Cała gromada się zaśmiała na widok mojej zszokowanej miny.
-Czego?! - starałam się zapytać ostro, ale ledwo co jakiś głos wyszedł z mojego gardła. Zaschło mi w ustach, tylko czekałam kiedy zaczną się śmiać. Zaskoczyła mnie ich cisza, liczyłam na coś innego, również to że nie ruszyli się z miejsca mnie przerażało, choć byłam im za to wdzięczna. Spuściłam wzrok na ziemię i zorientowałam się, że tym razem stoję w jakiejś piaskownicy. Od razu przypomniały mi się zaszłe wakacje kiedy ja i mój młodszy brat bawiliśmy się w tej samej piaskownicy. To była placówka dilerów! Tak ją teraz nazywają, od czasu kiedy złapano kilu z ich bandy, to pewnie jej reszta. Podniosłam wzrok, przyjrzałam się tym mężczyzną, którzy jak się okazało mieli po jakieś 18 lat.
-To co z nią zrobimy? - zapytał ten, stojący najbliżej mnie.
-A jak myślisz, co robimy z dziewczyną, która wchodzi na nasz teren...co śliczna? Boisz się, oczywiście, że tak. Ja bym na twoim miejscu był przerażony. Wiesz, chyba już dzisiaj nie pójdziesz do szkoły, zaraz zadzwonimy do dyrektora i poinformujemy, że źle się poczułaś, Marise. - wymówił moje imię tak szorstko, że coś się we mnie zagotowało i wybuchłam.
-Skąd znasz moje imię?!! - krzyknęłam tak głośno, że wszyscy się cofnęli o krok. - Gadaj! - nie poznawałam swojego głosu.
-W tych okolicach każdy je zna, no prawie. Tylko ci wyjątkowi jak my. - zaśmiał się, to był dziwny śmiech, taki nienaturalny i aż się zakrztusił. Parsknęłam śmiechem.
-Śmieszy cię to? Zaraz ci śmiech przejdzie - zdjął kaptur i reszta zrobiła to samo.
Krzyknęłam, to co kryło się pod tą maską, było okropne. Twarz cała zabliźniona,wygląd nieco przypominał voldemorta, a szczególnie nos. Czaszka przypominała psa bez włosów. Co było najgorsze z głowy wystawały rogi, czerwone jak krew rogi.
-Dæmonia! - tylko taki szept wydostał się z moich ust. Zemdlałam a z moich oczu popłynęły łzy. Nic nie widziałam, ale słyszałam drwiące szepty.